niedziela, 20 grudnia 2015

Niedziela, 20.12.2015
Wróciłam szczęśliwie z kolejnego zjazdu studyjnego z Warszawy, a na podróż miałam przygotowaną książkę pt. Księgarnia spełnionych marzeń autorstwa Katariny Bivald. Kupiłam ją jakiś czas temu w upadającej księgarni Merlin po przecenie. Czekała sobie na swój czas, niespecjalnie zachęcała okładką, wskazującą na przyjemne czytadełko z happy endem. Ale ponieważ nie mogłabym nie przeczytać książki z księgarnią w tytule, to zabrałam się za nią nareszcie. Kilka rzeczy mnie denerwowało w treści, ale wiele się spodobało, nawet bardzo. Książki jeszcze nie skończyłam. Jak dotąd najbardziej urzekła mnie postać księdza-pastora, który w pustoszejącym miasteczku na amerykańskiej prowincji pełni funkcję duszpasterza dla... przedstawicieli każdej występującej w miasteczku religii i wyznania. Ponieważ niektórzy mają daleko do swoich właściwych świątyń, to od czasu do czasu ksiądz-pastor odprawia obrzędy różnych wyznań wedle potrzeby. Dla mnie coś fantastycznego - dopóki wszyscy mają ten sam kanon podstawowych wartości - nie liczy się nazwa religii ani konkretne imię boga. Czy tak aby nie jest w rzeczywistości... Miłość, dobro, sprawiedliwość, pokój - czy nam wszystkim przypadkiem nie chodzi o to samo? Gdybym mogła dokonałabym natychmiastowej zmiany (najlepiej nocą) wszystkich wyznających cokolwiek na uniwersalną religię dobra. Wiem, już ktoś na to wpadł wcześniej i to nie raz, ale nie zaszkodzi przypomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz