czwartek, 27 kwietnia 2017

Cena=wartość

Czwartek, 27.04.2017

 

Tylko cena


Wciąż po głowie chodzi mi zagadnienie ceny książki. Śledzę publikacje tradycyjne i internetowe na temat cen książek w naszym pięknym kraju, na temat czytelnictwa i rynku książki. Chodzę po moim pięknym mieście Toruń, obserwuję witryny księgarń i odwiedzam fanpage'e firm księgarskich i podstawowy komunikat jaki widzę to "tanio, taniej, najtaniej", "5 zł, 4 zł, 3 zł, 2 zł, 1 zł", "15 % mniej", "... % mniej", "rabat" itd. Sądząc po plakatach w witrynach i po reklamie internetowej można by dojść do wniosku, że obniżanie cen to jedyne co się liczy, jedyne narzędzie jakim dysponuje księgarnia aby przyciągnąć klienta.

Edukacja


W ramach edukacji zawodowej księgarskiej dziś rano zaczęłam słuchać nagrania ze szkolenia dla księgarzy, które odbyło się co prawda w poniedziałek 24 kwietnia, ale niestety z powodu ogromu pracy nie mogłam uczestniczyć w szkoleniu na żywo, na szczęście całość jest zarejestrowana i dostępna w każdej chwili dla każdego tutaj. Na początku wykładu było o definicji ceny i jako najprostszą definicję pan Okuniewski podał, że cena to zaprezentowanie wartości towaru/usługi. Tak mi to zapadło w pamięć, że musiałam coś o tym napisać w kontekście książki za 1 zł.

Weekend


Miniony weekend 20-23 kwietnia 2017 był w całej Polsce Weekendem Księgarń Kameralnych. Obchodziliśmy go też w Toruniu m. in. spacerujące po toruńskich księgarniach kameralnych. Po drodze między jedną księgarnią a drugą wpadłyśmy z moją siostrą do marketu znanej sieci na dużym toruńskim osiedlu żeby się ogrzać w oczekiwaniu na przyjazd autobusu. Tuż po wejściu naszym oczom ukazał się widok następujący:





Piękne jest to, że książki są pierwszym, co widzi klient tego marketu. Ale nie podoba mi się prezentowanie książek w ten sposób. Jeśli książka kosztuje 1 zł, to podążając za definicją ceny, wnioskujemy, że jej wartość to 1 zł. Rzecz jasna, wartość to pojęcie szerokie i można je różnie rozumieć. Ale taka cena w połączeniu ze sposobem prezentowania oferty książkowej daje jasny sygnał, że książki to niewiele warte towary, które zostały wrzucone (bo nie włożone) do kartonu. Jak ma się do takiego obrazka cała kampania wspierająca czytelnictwo? Te wrzucone do kartonu rzeczy po 1 zł za sztukę mają uczynić nas mądrzejszymi? Dlaczego warto czytać, jeśli tak wyglądają te źródła wiedzy/rozrywki/przyjemności/mądrości?

Opis


Opisać książkę możemy na wiele sposób, podkreślając rozmaite jej cechy. Dlaczego podkreślamy tylko jej cenę i to tylko w kontekście taniości? Wciąż tylko: "tanio", "taniej", "najtaniej", "tyle i tyle % taniej". Pamiętajmy, że cena odzwierciedla wartość. Co myślimy o rzeczach, które są tanie? Jak mówi znana przypowieść: "jeśli coś ma być zrobione tanio, to nie będzie zrobione dobrze ani szybko" itd. Może przełożyć to na rynek książki? Jeśli ktoś sprzedaje tanio i wszędzie podkreśla tylko taniość swojej oferty, to czy może sprzedawać dobrze, wykonując swoją usługę solidnie?

środa, 19 kwietnia 2017

Skąd wziąć czas na czytanie?

Czwartek, 20.04.2017

Czas

Czasu brak nam dziś na wszystko. Ale jest też tak, że im więcej zadań, zajęć, terminów, tym lepiej potrafimy się zorganizować i jakoś wszystkie te zadania realizujemy. Można czytanie pojmować jako zadanie, podobnie jak sport czy inne przyjemności. Można myśleć o nim i innych rodzajach relaksu jako o czasie, który poświęcamy sobie i to jest nasz czas dla siebie. Albo można połączyć te dwie drogi i myśleć o czytaniu jako o relaksie, który jest naszym zadaniem do wykonania. Są jeszcze tacy, dla których czytanie jest obowiązkiem szkolnym albo zawodowym i tacy, dla których to nałóg. Kimkolwiek się jest, dla każdego doba ma 24 godziny i czas na przyjemności znaleźć trudno. Przedstawię więc mój, antykwariuszki, sposób na czytanie dla przyjemności przez cały dzień i część nocy.



Ranek

Standardowa godzina na moim budziku to 5:05 (już od lat), wtedy zaczynam dzień pracy. Ale gdy jestem w trakcie czytania wciągającej powieści, to tak nie mogę się doczekać co dalej, że nastawiam budzik na 4:30 lub sama budzę się o takiej porze i zrobiwszy sobie zestaw podstawowy (kawa+herbata) zaczynam czytać. Najczęściej wtedy udaję się do pokoju, w którym aktualnie nikt z domowników nie śpi. Co dziwne, jest to z reguły pokój dziecięcy (dzieci w nocy z niego wywędrowują). Otwieram szeroko okno, bo nie ma nic lepszego niż świeże zimne powietrze, odsłaniam okna, bo wschód słońca mnie zachwyca, chwytam za książkę i za kawę i przez pół godziny czytam. W dni robocze kończę czytanie o 5:05, bo pracy jest ogrom, ale w weekend obowiązkowo trzeba oddawać się przyjemnościom, więc czytam sobie cały ranek.



Przedpołudnie

Do godziny 12:00 raczej nie mam już okazji wyłącznie do czytania. Jednak znakomitą okazją dla mnie do połączenia dwóch przyjemności jest czytanie przy jedzeniu. Wbrew naczelnemu zakazowi, który pamiętam z dzieciństwa, wyrobiłam w sobie nawyk, że czas na posiłek, to czas na czytanie. Jeśli więc przed południem zdarza mi się wygospodarować czas na śniadanie, to automatycznie jest to czas na czytanie. 5-10 minut to akurat czas na 1-2 artykuły z ulubionej Gazety.



Popołudnie

Gdy wybija południe w ukochanej Trójce zaczyna się audycja "Za, a nawet przeciw", to mój organizm wie, że pora na drugie śniadanie. Gdy jest dzień luźniejszy i mogę sobie pozwolić na przerwę śniadaniową, to podczas jedzenia kanapek czytam ulubione blogi lub serwisy branżowe. Jednak ostatnio większość dni, to dni pełne pracy i drugie śniadanie spędzam na nadawaniu przesyłek w różnych komputerowych systemach.




Pracę kończę zwykle w okolicach godziny 15 i jeśli mam szczęście, to wracam do domu tramwajem, który podobnie jak inne środki komunikacji publicznej ma tę wspaniałą zaletę, że można w nim czytać. Można czytać oczywiście e-booki w telefonie lub słuchać audiobooków na słuchawkach (tutaj wpadł mi do głowy taki pomysł, żeby może zacząć słuchać ich głośno, jeśli niektórzy mili współpasażerowie głośno słuchają muzyki, to czemu nie promować czytelnictwa w ten sposób...). Antykwariuszka woli jednak czytać na papierze, a do torebki doskonale się nadają tomiki poezji, opowiadania, generalnie małe formaty, więc 7 minut w tramwaju to dla mnie 7 minut z miłą lekturą. Jeśli w ciągu dnia zdarza mi się wizyta w urzędzie czy u lekarza, to zawsze zabieram ze sobą jakąś "chudą" książeczkę, bo przybytki te jeszcze wciąż kojarzą mi się z czekaniem, a nie wyobrażam sobie czekania i patrzenia w ścianę lub telefon.



Większość moich powrotów z pracy do domu to jednak odbieranie dziecka lub dzieci z przedszkoli i robienie po drodze zakupów. Gdy jednak głód obiadu bardzo nam nie doskwiera, a dzień tygodnia to poniedziałek, wtorek lub czwartek, to po drodze z przedszkola do domu wstępujemy do biblioteki na Klonowica lub na Fałata, które znajdują się w idealnym miejscu do takich wizyt "po drodze". Tylko w poniedziałki, wtorki i czwartki biblioteka jest czynna w takich godzinach popołudniowych, dla nas najlepszych, więc tylko wtedy możemy tam zajrzeć. A wizyta w bibliotece to miód na serce antykwariuszki, relaks, spokój, czytanie dzieciom, piękne książki i kochane panie bibliotekarki.




 Po powrocie do domu i przygotowaniu obiadu jest czas na kolejną porcyjkę lektury. Do obiadu Gazeta, po obiedzie szybka kawa i fragment książki, potem czas z dziećmi, często też spędzony na czytaniu. 

Wieczór

Do wieczornych stałych punktów programu należy oczywiście także czytanie dzieciom do snu. Antykwariuszka stara się tak kierować wyborami dzieci, aby lektura była przyjemnością dla wszystkich. A po lekturze dziecięcej najczęściej zasypiam również z powodu wczesnego wstawania. Jeśli jednak jeszcze się uda, to czytam kilka stron swojej książki, ale sen szybko wygrywa. Tak się dzieje w dni robocze, a weekend...to inna sprawa: raj czytelniczy, o tym może następnym razem.




P.S. Książki ze zdjęć to aktualnie czytane/przeglądane przeze mnie lektury.