niedziela, 31 stycznia 2016

Niedziela, 31.01.2016
Po powrocie ze studiów (Polska Akademia Księgarstwa) znowu mam mnóstwo pomysłów i inspiracji. Wiedza rozszerzona, to pięknie, ale nie uczą tam jak się pozbyć strachu i stresu przed realizacją nowych przedsięwzięć. Niby powinnam być pewna siebie, bo kto jak nie my (ekipa antykwariatu) ma wiedzieć jak w naszym pięknym mieście sprzedawać wyjątkowe książki niedostępne gdzie indziej. Ale jednak boję się nowego. Dotychczas warunki zewnętrzne decydowały za mnie: o kolejnych przeprowadzkach (byłyśmy do nich zmuszone), o książkach przyjmowanych do sprzedaży (decyduje ten, kto przynosi), o cenach (decyduje podaż i popyt), o innowacjach (inspirujemy się innymi odnoszącymi sukcesy na rynku książki firmami). A tutaj pojawia się nowe zamierzenie, które sama mam zrealizować, wymyślić, dopracować, zaplanować, obliczyć. Boję się.
A na strach polecam, zaczerpniętą oczywiście z książki, taką rzecz:

Litania Bene Gesserit przeciw strachowi ("Diuna")

Frank Herbert

Nie wolno się bać, strach zabija duszę.
Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie.
Stawię mu czoło.
Niech przejdzie po mnie i przeze mnie.
A kiedy przejdzie, odwrócę oko swej jaźni na jego drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jestem tylko ja.


[Skopiowano z: http://wiersze.doktorzy.pl/diuna.htm]

I jeszcze:
"bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy"

Zbigniew Herbert, Przesłanie pana Cogito [skopiowane z: https://poema.pl/publikacja/1725-przeslanie-pana-cogito]


poniedziałek, 25 stycznia 2016

Poniedziałek, 25.01.2016
Jakaś dziwna niechęć do pracy mnie ogarnęła. Wciąż tylko książki i książki, od rana do wieczora, w pracy i w domu. A jednak nie mogę i nie chcę się od tego książkowego świata odcinać. Ale gdy znów zaczynam nowy tydzień od podstawowego problemu: gdzie je wszystkie pomieścić? Jak posegregować? Jak udostępnić wszystkie w internecie w sposób szybki i jednocześnie profesjonalny? Gdy wchodzę w poniedziałek do naszego magazynu i te wielkie i małe problemy do rozwiązania mnie pochłaniają, to myślę jakby to było pracować całkiem w czymś innym...
Pewnie, że jest milion jasnych stron w mojej pracy, codziennie większe i mniejsze powody do radości. Ale też wciąż wiele nierozwiązanych problemów, które czasem przysłaniają obraz całości.
A już w piątek wyjazd na studia do Warszawy, gdzie księgarski świat zajmie całą moją uwagę, może pojawią się nowe pomysły, rozwiązania... Muszą:) 

piątek, 22 stycznia 2016

Piątek, 22.01.2016
Chwilowo koniec remontu ogrzewania w antykwariacie, więc dzień był dziś pod znakiem sprzątania: wycieranie półek, podłogi i innych powierzchni. Układanie na wyczyszczonych powierzchniach książek, a co się z tym wiąże-nowe ustawienie książek. Segregowanie, pakowanie w kartony (tych przeznaczonych do wystawiania), przecenianie (tych lekko zniszczonych), kierowanie na regał "wszystko za 1 zł" (tych bardziej zniszczonych). Od razu zrobiło się przestronniej, chociaż zbyt wiele miejsca to nigdy nie było w naszym antykwariacie (poza złotą erą - Podmurną). Przynajmniej znów wszystko jest na swoim miejscu.
W czasach rządów mojego ojca, na Podmurnej, porządek był w antykwariacie szczegółowo planowany. Mój ojciec miał swój plan sprzątania w głowie, a kiedy ja pierwszy raz zostałam sama w antykwariacie na stanowisku (miałam 16 lat), to zostawił mi kalendarz (terminarz TEWO) z opisanymi czynnościami porządkowymi, organizacyjnymi na każdy dzień pracy. Było rozpisane w punktach jakie czynności wykonujemy po otwarciu. Np. zapalenie świateł na Podmurnej było czynnością wcale niełatwą (były trzy włączniki nad drzwiami kantorka, każdy do różnych części sali), oprócz tego kilka lamp włączanych każda osobno na sali. Należało co drugi dzień rozłożyć nowe nabytki na półki i wyłożyć nowe "nowe nabytki" na stół. Rozpocząć nowy dzień na kartce do wpisywania utargów, oraz na kartce statystycznej (zaznaczaliśmy każdą osobę wchodzącą i każdą kupującą). Wietrzenie, podlewanie kwiatów, wszystko było wypisane w punktach. Sprzątanie półek to zdjęcie wszystkich książek z półki, umycie półki, odkurzenie książek, sprawdzenie duplikatów, ponowne ułożenie książek na czystej półce, często alfabetycznie. Odkurzanie i zamiatanie podłogi było też rozplanowane na dni. Każdego dnia sprzątało się inny fragment podłogi sali, korytarza lub schody. Pamiętam też jakąś specjalną pastę czy płyn, który miał odstraszać koty, które często zaglądały na schody antykwariatu celem załatwienia potrzeb fizjologicznych. Oj dużo było tych szczegółów na Podmurnej, a mój ojciec tłumaczył mi każdy detal swojej pracy po kolei, dzięki temu wiem dzisiaj jak ciągnąć ten nasz antykwariatowy biznes. Ciekawe czy on tak tylko opowiadał mi o swojej pracy, czy myślał o tym, że to będzie też moja praca i uczył mnie świadomie. Nie wiem tego do dziś.  

wtorek, 19 stycznia 2016

Wtorek, 19.01.2016
Małymi kroczkami zbliżamy się do opanowania WKK, czyli Wielkiej Kupy Książek. Ja już widzę postęp, przynajmniej jeśli chodzi o zbiór antykwaryczny. Praca nad nim skutkuje coraz większym stopniem uporządkowania. Coraz łatwiej zlokalizować książkę, coraz więcej ich w bazie, czyli sklepie internetowym. A jaka ogromna to ulga, kiedy wiem, że oprócz mnie ktoś jeszcze (pracownicy) orientuje się, mniej więcej, jak ta maszyna antykwariatowa działa. Na uporządkowanie czekają jednak jeszcze ogromny zbiór piwniczny, strychowy i magazynowy, ale i one stopniowo będą organizowane w cywilizowany sposób. I pewnego dnia nadejdzie piękny dzień kiedy każda książka będzie miała swój numer i miejsce i będzie opisana, zeskanowana i dostępna dla klientów na miejscu i przez internet. Wtedy ja pojadę na jakiś dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny, gdzie będę odpoczywać od pracy z książkami, za to będę sobie czytać dla przyjemności.  A teraz wracam do zwykłej, codziennej roboty: skanowanie, opisywanie, pozycjonowanie, wycenianie, reklamowanie i tak w kółko, bo każda książka, choćby cieniutka broszurka, zniszczona czy z dziedziny totalnie odjechanej w kosmos ma prawo być solidnie opisana i udostępniona.

piątek, 15 stycznia 2016

Piątek, 15.01.2016
Piękne, nowe książki dziecięce trafiły do naszego antykwariatu z Wydawnictwa Wytwórnia. Dawno temu chciałam je zamówić, ale wciąż nie miałam czasu. Teraz wreszcie je mam i jestem pod wrażeniem, zwłaszcza tych pomysłowych, interaktywnych, zrobionych z pomysłem, jak np.: seria Piżamorama
Naprawdę wyróżniają się estetyką, pomysłowością, zaangażowaniem dziecka w czasie czytania/przeglądania. W porównaniu z pseudo-interaktywnymi produktami książkopodobnymi dostępnymi w hipermarketach i dyskontach tutaj wszystko jest jak trzeba.

Uwielbiam książki dla dzieci, stare i nowe. Nowe mają piękny zapach i urok nieodkrytego, nowego świata, przygody. Stare - to przyjaciele. To prawda, że czytane dzisiaj lektury z dzieciństwa nie wywierają już takiego wrażenia. Ale to nie tylko o same wrażenia z lektury chodzi. Dla mnie istotne jest to wspomnienie, kto mi czytał, jak wyglądała okładka, ilustracje, świadomość, że tę książkę miał w rękach mój tata, być może babcia. Jak można pozbyć się takiej książki... A w antykwariacie były i są tysiące książek dziecięcych i młodzieżowych z pięknymi dedykacjami od babci i dziadka na kolejne urodziny wnuczki/wnuka, od wujka, cioci, mamy, taty, od wychowawcy. Może oni dając te książki nie mieli żadnych wielce znaczących intencji, ale może jednak byłoby im miło (gdziekolwiek są obecnie) gdyby taka książka zajmowała szczególne miejsce na półce obdarowanego. Nie oddawajmy do antykwariatu (a tym bardziej nie wyrzucajmy) książek z dedykacjami. Pomijając wartość sentymentalną (bezcenne), to taka książka z punktu widzenia wartości handlowej jest mniej warta od czystej (bez dedykacji). Oczywiście wyjątkiem są dedykacje od sławnych ludzi, najchętniej dla innych sławnych ludzi:)

wtorek, 12 stycznia 2016

Środa, 13.01.2016
Właśnie przed chwilą obudziłam się z cudownego snu. Śniło mi się, że wracamy na Podmurną, ale w ulepszonej wersji. Zacznę od początku. W tym śnie, tak jak w rzeczywistości, szłam sobie przez nasze piękne miasto i postanowiłam zobaczyć co się dzieje z opuszczoną kamienicą przy Podmurnej 13, gdzie kiedyś był nasz antykwariat. W moim śnie było słoneczne lato, weszłam po schodach i zobaczyłam, że drzwi do antykwariatu są otwarte i weszłam do środka. W środku częściowo odremontowane wnętrze z przenikającymi promieniami słońca (to na pewno wymysł senny, bo na Podmurną słońce nie zaglądało), czyli ktoś tam był i coś odnawiał. Z oddali słychać było głosy ludzi i widać przez drewniane żaluzje, że w przyległym pomieszczeniu jest restauracja. Nie wiadomo skąd pojawiła się koło mnie ekipa antykwariatu: pracownicy i przyjaciele, którzy pomogli mi poustawiać jakieś meble i uporządkować wnętrze. I ja w tym śnie wciąż nie wierzyłam, że to się dzieje, że możliwy jest powrót i to do tak ładnie odnowionego miejsca. Zobaczyłam co się dzieje na kolejnym, drugim piętrze i ono stało puste, więc zdecydowałam, że zajmiemy dwa piętra. Praca szła nam bardzo sprawnie, a w mojej głowie były już plany dalekie jak się tu przeniesiemy, gdy pojawił się pracownik restauracji i zaczął mówić coś po włosku lub francusku i był zły na nas. Zaprowadził mnie do właścicielek restauracji i całej kamienicy. Dwie piękne Włoszki/Francuzki porozmawiały ze mną, ja opowiedziałam im w skrócie naszą historię, a one pokazały mi piękną, dużą restaurację i przyznały, że to one kupiły kamienicę kiedy my dostaliśmy wypowiedzenie umowy najmu prawie 11 lat wcześniej. We śnie bardzo się niepokoiłam, co powiedzą na temat naszego wprowadzenia się ponownego, a one zgodziły się i na dodatek zamiast płacenia czynszu antykwariat miał po prostu funkcjonować w ich budynku żeby przyciągać klientów restauracji. Ja zaproponowałam dla odwdzięczenia się współpracę przy tworzeniu spotkań/warsztatów kulinarnych. I wróciłam do naszej ekipy i z ogromną radością zaczęliśmy urządzanie antykwariatu. To był piękny sen, przesycony światłem, słońcem, ciepłem, spełnieniem marzeń.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Poniedziałek, 11.01.2016
Dziś tylko i wyłącznie pakowanie książek i nadawanie przesyłek. W poniedziałek w antykwariacie jest mało czasu na cokolwiek innego. Ogromnie nas cieszy każda sprzedana książka, zwłaszcza taka, która długo czekała na swojego nabywcę. Czasem jest tak, że latami książka stoi na półce i już prawie "przyrosła" do tej półki, jej miejsce jest tak pewne w krajobrazie antykwariatu, że kiedy znika to z niepokojem rozglądam się, bo coś się zmieniło, ale nie wiem co. Takim zalegającym książkom daję szansę internetową i często bardzo szybko znajduje się nabywca. Z dalekiego miasta lub wioski, czasem zza granicy. I wtedy z radością pomieszaną z jakąś tęsknotą pakuję taką książkę i niosę na pocztę z nadzieją, że trafi do kogoś, dzięki komu odżyje. Nie znam dalszych losów naszych książek, ale mam nadzieję, że są czytane, przeglądane, dawane w prezencie, cieszą oko i żyją swoim książkowym życiem.

niedziela, 10 stycznia 2016

Niedziela, 10.01.2016
Dziś poranek pracowniczy pod znakiem poprawiania błędów w sklepie internetowym. W związku z ciągłym rozwojem i nowymi pomysłami ulepszam wciąż kategorie sklepu i sposób prezentowania książek. Po wprowadzeniu takiej innowacji pojawia się problem: co z książkami wprowadzonymi według poprzednich zasad. To praca syzyfowa: przerabianie "starych" książek na "nowe". No ale nie ma wyjścia i trzeba to robić. Tutaj pojawia się takie zagadnienie jak "zabytkowe aukcje". Ponieważ wystawiamy książki w internecie od 2005 roku i przez te 11 lat (minie dokładnie w lutym) szablon aukcji zmieniał się wiele razy, a wiele książek pozostało niesprzedanych od tamtej pory, to można sobie prześledzić "ewolucję" naszej szaty graficznej czy też technicznego zaawansowania, np. zaczynając od aukcji:
http://www.swistak.pl/a5566614,Parszywe-uklady-Anthony-Bruno-1994.html
Właściwie wszystko na tej aukcji jest niewłaściwe patrząc z dzisiejszego puntu widzenia:
1. Cena: sprzed 11 lat
2. Zdjęcie: zrobione na kanapie u mnie w domu
3. Koszty wysyłki: według cennika Poczty Polskiej z 2005 roku
4. Zdjęcia niewidoczne - serwis TinyPic, z którego wtedy korzystałam przestał wyświetlać nasze zdjęcia
5. Tekst o pełnomocnictwie przy wysyłce jest już dawno nieobowiązujący

I takich aukcji, które są cały czas wyświetlane i można na nich kupić książkę po niskiej cenie z niskimi kosztami przesyłki jest setki albo tysiące. Wszystko przez brak czasu: nie ma fizycznej możliwości poprawienia wszystkich aukcji wystawionych według poprzedniego systemu, kiedy wchodzi nowy. I takich zmian było już kilka w ciągu tych 11 lat i stąd moja syzyfowa praca, czyli codzienne poprawienie chociaż kilku.

czwartek, 7 stycznia 2016

Czwartek, 07.01.2016
W antykwariacie nowe wyzwanie: płyty winylowe. Są u nas od początku, czyli od 21 lat. W czasach PRL w księgarniach Domu Książki płyty były standardowo w asortymencie i chyba z tamtych czasów mój ojciec przeniósł ten składnik naszej oferty. Ja na płytach nie znam się prawie wcale, wycenia je zawsze moja mama. Płyt przybywa, przybywa zainteresowanych nimi klientów, czas zacząć solidnie opracować ofertę płytową w internecie. Tylko jak znaleźć na to czas i jak to zrobić jeśli się na tym nie znam? Wzorować się na tych, którzy robią to dobrze, czyli zrobić wywiad gospodarczy i dokładnie przestudiować ofertę innych antykwariatów z płytami. Czyli plan jest, tylko teraz jeszcze czas pozostaje problemem. No to np. od poniedziałku robimy zdjęcia dziesięciu płyt i próbnie wystawiamy je w internecie. No może we wtorek zaczniemy, bo poniedziałek to najbardziej pracowity dzień tygodnia - zamówienia z weekendu. I w ten sposób tematy w antykwariacie nigdy się nie kończą, wciąż pojawiają się nowe wyzwania, którym trzeba sprostać i nie można narzekać na brak zajęć.

sobota, 2 stycznia 2016

Niedziela 03.01.2016
Książka to jest świat, zamknięty między okładkami, wydrukowany na papierze, osobny świat, do którego możemy wejść w każdej chwili i który zapewni nam rozrywkę, wiedzę, wzruszenie, wciągnie albo też odrzuci. Kiedyś miałam zasadę niewyrzucania książek, nawet skrajnie zniszczonych, pozbawionych okładek, części stron, zawilgoconych. Uważałam, że jeszcze może ktoś coś w takiej książce znajdzie dla siebie. Poza tym wiedząc ile trudu wielu osób i maszyn trzeba dla powstania książki, nie mogłam z szacunku dla nich po prostu książki wyrzucić. Ale to się zmieniło. Teraz skrajnie zniszczone książki, nie nadające się do sprzedaży przekazuję na makulaturę. Z powodu braku na nie miejsca w antykwariacie i chyba braku sensu ich trzymania. Chociaż cały czas mając w ręku egzemplarz np. Potopu Sienkiewicza, trzy tomy w twardych okładkach, w stanie wskazującym na zamoczenie, zaczytanie, zabrudzenie, nadający się tylko do wyrzucenia, przypominam sobie moje wzruszenia i całkowite pochłonięcie przez tę książkę kiedy miałam 16 lat i myślę, że jednak to jest coś pięknego, te litery tworzące powieść, które są przecież całkowicie czytelne i mogą jeszcze kogoś wzruszyć. Ale w prowadzeniu antykwariatu obok miłości do książek jest jeszcze pragmatyzm, rachunek ekonomiczny i Urząd Skarbowy, który raczej o książce jako osobnym świecie nie chce słuchać, tylko liczą się sprzedaż i zysk. A z drugiej strony jest u nas jeszcze pewnie 20 różnych wydań Potopu, które w kartonach czekają na swój czas w stanie o wiele lepszym niż to jedno wydanie, które niestety oddam na makulaturę. A swoją drogą Potop był chyba wydawany w tak wielu edycjach i często, ponieważ był (czy jest nadal?) lekturą, a pozostałe części Trylogii rzadziej, stąd w antykwariacie nadpodaż Potopów w stosunku do Ogniem i mieczem i Pana Wołodyjowskiego. Chociaż też ich u nas dostatek.

piątek, 1 stycznia 2016

Piątek, 01.01.2016
W ramach Nowego Roku trochę o naszej filozofii książkowej. Według nas sensem istnienia książki jest to, żeby miała ona czytelnika/użytkownika. Czyli skupujemy książki od tych, którzy ich już z różnych względów nie potrzebują i sprzedajemy tym, którzy chcą je mieć. Mnie nauczył tego mój ojciec, kiedy dziwiłam się, że sprzedaje swoje własne książki, często stojące u niego na półkach po kilkadziesiąt lat. Twierdził, że jeśli już nacieszył się daną książką, przeczytał, wykorzystał wiedzę w niej zawartą i więcej nie będzie do niej zaglądał, to można ją sprzedać, przekazać komuś, kto może jeszcze z niej skorzystać. Często klienci, którzy sprzedają nam swoje książki próbują tłumaczyć dlaczego się ich pozbywają, a ja wtedy przedstawiam im w skrócie tą naszą "filozofię" i całkowicie popieram.
Z drugiej strony, często słucham historii o wyrzucaniu książek, oddawaniu na makulaturę (to nawet przez instytucje, które powinny raczej propagować szacunek dla książki). Tego nie rozumiem. Czasem nawet trafi się klient tak oburzony niską ceną przez nas zaproponowaną za jego książki, że mówi w złości, że woli oddać na makulaturę. Tego też nie potrafię zrozumieć. Z całym szacunkiem dla książek, niektóre nie mają szansy zostać kupione na wyższą cenę, stąd czasem nasze niskie propozycje. Moim zdaniem lepiej dostać mniej pieniędzy niż wcale, ale u niektórych przeważa chęć zemsty: na złość antykwariuszce oddam swoje książki na przemiał. Zdarza mi się prawie błagać o nierobienie tego.
Tutaj pojawia się kwestia wartości książki - dla każdego jest ona różna. W pracy muszę patrzeć na wartość handlową, nie sentymentalną. Muszę oceniać książki tylko i wyłącznie z punktu widzenia klienta, który będzie chciał je kupić i ceny, którą będzie mógł zapłacić. Uwzględniając koszty prowadzenia firmy, podatki, składki, wynagrodzenia i opłaty oraz szanse sprzedaży książki muszę proponować przy skupowaniu takie ceny aby ta firma mogła istnieć, a najlepiej jeszcze przynosić dochody. Przyjmując książki od jednych muszę patrzeć od razu na drugich, którzy będą je kupować i w ten sposób kalkulować.