poniedziałek, 28 marca 2016

Czytelnictwo

Poniedziałek, 28.03.2016

Czytanie książek

Zainspirował mnie dzisiaj artykuł, na który trafiłam przeglądając zaległe "Wysokie Obcasy": http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,19771413,bulimiczna-potrzeba-czytania-ksiazka-lepsza-niz-skok-na-bungee.html

W moim pisaniu bloga chodzi też o promowanie czytania książek, a piszę o tym chyba po raz pierwszy. Wcześniej nie pisałam, bo czytanie nie jest dla mnie niczym szczególnym, wartym wzmianki. Jest naturalne jak oddychanie, chodzenie, jedzenie (tutaj dziwna zależność: najbardziej lubię jeść czytając, przygotowując posiłek szukam jednocześnie do niego lektury). Z jednej strony czytanie książek to rozrywka, relaks, pasja, a z drugiej praca. Bo przeczytanie ambitnej, trudnej  książki to ciężka praca umysłowa. I takie lektury też sobie funduję. Rzadziej niż te czysto relaksacyjne, ale też. W książkach łatwych, czyli szybko czytających się, dających wspaniałą rozrywkę, wciągających jest spakowany fantastyczny podarunek dla każdego. Jak to zrobić, żeby więcej osób czytało? Wielu się nad tym głowi. Ja myślę, że tak jak z innymi czynnościami wartymi promowania (sport, zdrowe jedzenie, niepalenie i niepicie) trzeba pokazywać korzyści uzyskiwane dzięki czytaniu i piętnować szkody powodowane przez nieczytanie.

Korzyści z czytania płynące


Każdy je zna i powtarzane są do bólu i są już nawet ruchy przeciwników, którzy protestują przeciwko ciągłemu namawianiu ich do czytania. Ale nic to! Idę w to mimo tego. Po pierwsze: pieniądze. Kto chce mieć więcej pieniędzy, niech więcej czyta. Kto czyta, jest oczytany, kojarzy więcej, więcej wie. W kontakcie z klientem oczytany pracownik (w prawie każdej rozmowie sprzedażowej pojawiają się dygresje nie na temat stricte przedmiotu transakcji) może zjednać sobie klienta (czytaj: sprzedać mu telefon/pralkę/samochód/usługę) dzięki bogatemu słownictwu, znajomości różnych odcieni emocji, różnych możliwych zakończeń i rozwiązań sytuacji problemowych. A to wszystko pracownik uzyskuje dzięki czytaniu, im więcej przeczytanych książek, tym więcej widzimy wyjść z sytuacji i tym kreatywniej możemy sprzedawać, projektować, uczyć, leczyć i doradzać. O oczywistej korzyści z czytania literatury fachowej nawet nie wspomnę. Przecież każdy florysta wie, że jak poczyta o tym, jak lepiej układać bukiety kwiatów i poogląda ilustracje, to zarobi więcej. O drugiej oczywistości takiej jak czytanie poradników biznesowych uczących jak mieć więcej pieniędzy to już nawet nie wypada wspomnieć.


Korzyść druga - miłość 

W mojej opinii czytanie książek bardzo pomaga znaleźć właściwego partnera życiowego. Są rzecz jasna poradniki "jak zdobyć kobietę" opisujące dokładnie zdanie po zdaniu, jakie trzeba wypowiedzieć aby kobietę uwieść (sprzedają się doskonale). Takie poradniki są z jednej strony dla mnie nie do przyjęcia, gdyż bazują na wiedzy o tym, co każda kobieta chce usłyszeć i wskazują bezradnemu mężczyźnie co powiedzieć dokładnie w którym momencie, aby ją zdobyć. Nie ma tutaj w żadnym punkcie mowy o uczuciach, prawdziwej relacji, tylko o bezczelnym kłamaniu w żywe oczy aby osiągnąć cel (wiadomo jaki). No ale z drugiej strony takie poradniki pokazują siłę literatury! Wnioskując dalej może ktoś, kto odniesie sukces dzięki takiej książce dowie się, że dzięki innym książkom można też rozwiązać inne życiowe problemy.  No i nie przesądzajmy niczego z góry: przecież ze znajomości zawartej po wykonaniu wszystkich wskazówek z poradnika może wyniknąć wielka miłość trwająca po kres czasów! 
W klasycznym ujęciu chodziło mi jednak o to, że nowo poznany potencjalny partner jest tym atrakcyjniejszy dla danej osoby im bardziej oczytany. Oczywiście wszystko zależy. Dla rolniczki bardziej atrakcyjny będzie rolnik z lepszymi plonami. Ale też te plony rolnik będzie miał lepsze niż konkurent jak przeczyta podręcznik uprawy zboża. 


Korzyści z czytania - w każdej dziedzinie 


Prosty wniosek jest taki, że skoro na temat każdej jednej dziedziny życia napisano książki, to po ich przeczytaniu możemy stać się w niej lepsi. W gotowaniu, sprzątaniu, naprawianiu samochodu, bieganiu i wszystkim. Ważna korzyść jest również taka, że poznając kolejne książki zaczynamy widzieć, że różne są opinie, punkty widzenia, sądy i światopoglądy. Pomaga nam to wykształcić nasz własny pogląd i zrozumieć, że inni mogą mieć inny i nic w tym nie ma złego. Chyba, że komuś dzieje się krzywda. Wtedy to inna sprawa. Np. nowe wydanie Mein Kampf zaopatrzone w ogromną ilość przypisów i komentarzy. Czyli: czytajmy książki, czerpmy z nich korzyści, poznawajmy inne punkty widzenia i uczmy się, że nasze nie są ani lepsze ani gorsze. Alleluja! Salem alejkum! Mazeł Tow! i co tylko jeszcze się da!




środa, 23 marca 2016

Prapoczątki

Księgarnia

Dziwne, ale prawdziwe. Prapoczątkiem antykwariatu była księgarnia. Nie wiem dokładnie jak mój ojciec trafił do pracy w księgarni. Czy się o nią starał, czy przyszła sama? Wiem na pewno, że dzięki tej jego pracy poznali się moi rodzice:) Była to księgarnia Domu Książki (jak wszystkie w latach 70. XX wieku) przy ulicy Wojska Polskiego w Toruniu. Obecnie funkcjonuje tam księgarnia sieci Matras. Mój ojciec pracował tam jako kierownik w latach 70. Potem wrócił do sprzedawania książek już w nowej rzeczywistości polityczno-handlowej, kiedy każdy mógł założyć własny biznes.




Stragan

Kolejnym etapem na jego ścieżce zawodowej było sprzedawanie książek na straganie (chociaż nie jestem pewna, czy nie na łóżku polowym lub zwykłej folii rozkładanej na ziemi)  na targowisku przy ulicy Chełmińskiej w Toruniu. Nigdy go tam nie odwiedziłam, więc wiem tylko z jego relacji, że każdorazowo woził książki wózkiem przyczepianym do roweru najpierw ze swojego mieszkania Przy Kaszowniku, a potem z wynajętej piwnicy przy ul. Chełmińskiej. Wielu klientów naszego antykwariatu pamięta mojego ojca z tamtych czasów i są oni naszymi klientami do dziś.




"Kontakt"

Dodatkowo ojciec sprzedawał książki wysyłkowo, zamieszczając ogłoszenia w gazecie "Kontakt" i może jeszcze jakiejś. Pamiętam jak wycinał specjalne kupony, wypełniał je ogłoszeniami i potem wysyłał do redakcji. Pocztą przychodziły listy z zamówieniami i ojciec odpisywał i wysyłał zamówione książki. Nie jestem pewna, czy to na pewno w tym samym czasie, ale ojciec pracował też w skupie makulatury, który okazał się znakomitym źródłem bezcennych często książek. Pamiętam jego opowieści o tak zdobytych unikatach.


Podmurna 

Gdy wożenie książek z piwnicy na rynek stało się zbyt uciążliwe, ojciec zaczął szukać lokalu na antykwariat. Szukał na toruńskiej Starówce, bo zakładał, że tylko ta lokalizacja pozwoli przetrwać takiemu biznesowi. Pamiętam jak powiedział, że znalazł, ale się zastanawia, bo zły stan techniczny budynku, zimno (on koniecznie musiał zawsze mieć ciepło, spał w szaliku). W końcu podpisał umowę najmu przez zrzeszenie właścicieli nieruchomości, z panem Szycem. Urządzanie antykwariatu, meblowanie, przewożenie książek, wstawienie szyb trwało bardzo długo, chyba kilka miesięcy. Wiele budował sam, ale pomagali mu rodzina i przyjaciele (pan Szklarz załatwił szyby). Regały budował ze starych mebli (tapczanów, szaf) uzyskiwanych od znajomych. W końcu zaplanował otwarcie, nastąpiło 27 lipca 1994 roku.







czwartek, 17 marca 2016

Książki nigdy się nie skończą

Zapasy kiedyś


Ważną częścią pracy antykwariatu jest gospodarka zapasami książkowymi. W czasach rządów mojego ojca na Podmurnej było osobne pomieszczenie (ze ścianami z dykty i kartonów a drzwiami z zasłonki), w którym książki były składowane i skupowane. Stała tam waga (skup odbywał się na wagę: 0,50 zł za kg), mnóstwo kartonów i książek luzem w stosach. Była oczywiście zasada (u mojego ojca wszystko funkcjonowało według zasad) układania nowo zakupionych książek: świeże zakupy idą na koniec, a my na nowe nabytki bierzemy najstarsze zakupy. To pozwalało zachować stały obrót książkami, każda czekała tyle samo na "premierę", nie było wyjątków. Ale ja się buntowałam, bo często cenne, poszukiwane "bestsellery" musiały odczekać ten długi czas zanim trafiły na stół z nowymi nabytkami. Pamiętam niesamowite uczucie i frajdę jaką sprawiało mi otwieranie następnego w kolejności kartonu i wyciąganie książek na nowe nabytki. Tam się mogły kryć wspaniałe książki! Dla mnie wtedy: cokolwiek z działu biologia, powieści młodzieżowe jeszcze przeze mnie nie czytane, biografie i wspomnienia lekarzy lub tematy interesujące moich najbliższych znajomych. Nosiłam "nowości" do kantorka ojcu do wyceny i z żalem zamykałam karton kiedy mówił, że już dosyć. Na szczęście wtedy nowe nabytki wykładaliśmy co drugi dzień, więc można było jakoś przeczekać.



Zapasy dziś

 

Nie pamiętam żeby na Podmurnej czy nawet na Łaziennej wielkość zapasów stanowiła większy problem. Teraz jest to ogromny problem. Wtedy nadmiarowe kartony można pewnie było niepostrzeżenie upchnąć pod stołami, w kilku wydzielonych pomieszczeniach. Z większej powierzchni, więcej książek też się sprzedawało. Teraz na Wysokiej chyba zaczniemy podwieszać książki na suficie albo wyłożymy nimi podłogę. Podaż przewyższa popyt. Ludzie pozbywają się książek, których nie potrzebują i my je wszystkie kupujemy. Problemem są głównie słowniki i encyklopedie, których potrzebują już tylko nieliczni. Na skutek tego tych nikomu niepotrzebnych tomów mamy ogromne ilości, a zajmują one dużo miejsca (duże formaty, grube tomy). Przyjmujemy te książki prawie za darmo i chętnie sprzedamy prawie za darmo, ale mimo to więcej ich przybywa niż ubywa. Każdy rasowy przedsiębiorca czy ekonom powie tutaj: nie kupuj więcej! Ale niestety antykwariuszka nie może pozwolić aby te książki trafiły na śmietnik/makulaturę. 




Plany na przyszłość

 


Różni ludzie marzą o różnych rzeczach, różni przedsiębiorcy mają odmienne plany. Antykwariuszce śnią się regały, setki pustych regałów, które można zapełnić książkami trzymanymi teraz gdzie się da (nawet w kuchni prywatnego mieszkania). Nowe regały można by zapełnić tymi wszystkimi nieruszanymi od lat zapasami w porządku tematycznym lub alfabetycznym lub bez porządku, byleby tylko książki były widoczne, grzbiety, okładki, całe to bogactwo. Dla tych regałów potrzeba przestrzeni. Śni się więc antykwariuszce ogromna przestrzeń, najchętniej 3-piętrowa kamienica np. na Żeglarskiej (to motyw z prawdziwego mojego snu sprzed wielu lat) z drewnianymi, kręconymi schodami prowadzącymi na wyższe piętra, dywanami na podłogach, dużą drewnianą ladą, fotelami, kanapami, stolikami i lekkim mrokiem w środku, a słońcem na zewnątrz zaglądającym do wnętrza. Na zewnątrz tłumy i hałas turystów w szczycie sezonu, a w antykwariacie ciszej, spokojniej, chłodniej. 




Plany a rzeczywistość


Nie od razu antykwariat będzie jak ze snu, ale kiedyś będzie. Przygotowujemy się do nowego etapu. Pewnie całości zapasów nie zmieścimy w nowym pomieszczeniu, ale i tak będzie wspaniale. Nareszcie zaniedbane (czyli przeniesione do kartonów) działy będą znowu na półkach i naprawdę każdy znajdzie u nas coś dla siebie. Książki napisano na prawie każdy temat, więc ten kto lubi rowery będzie mógł swoją pasję rozwinąć dzięki naszym książkom z działu "sport", którego obecnie nie udało nam się zmieścić na półkach, a ten kto woli czytać w językach obcych będzie mógł wybierać lektury wśród bardziej i mniej popularnych języków.

wtorek, 8 marca 2016

Niekompletne tomy

Środa, 09.03.2016

Niekompletne tomy czekają

Dzisiaj będzie o zjawisku niekompletności. Jest to jeden z wielu problemów, z którymi musi sobie radzić antykwariusz. Chodzi o pojedyncze tomy najczęściej powieści, które nie stanowią całości książki i mają przez to niższą wartość. Najczęściej problem powstaje już na początku drogi książki w naszym antykwariacie - książka trafia do nas ze skupu już niekompletna. Właściwie zdarza się to codziennie, np. wczoraj wśród kilkunastu zwykłych jednotomowych wydań przyjęliśmy drugi tom Anny Kareniny i trzeci tom Potopu. Przyjęłam te niekompletne tomy z nadzieją, że osoba, która je nam sprzedała doniesie te brakujące lub w trakcie kolejnych dni, czy miesięcy pracy trafią do nas z innego źródła. A tymczasem takie pojedyncze tomy większych całości trafiają na specjalną półkę, gdzie wśród innych im podobnych czekają na swój czas.


Na Podmurnej

Kiedy zaczynałam pomagać mojemu ojcu w antykwariacie na Podmurnej, to na takie niekompletne tomy były specjalne kartony. Jak wszystkie czynności antykwaryczne u mojego ojca również ta kwestia była szczegółowo opracowana. Były wyznaczone dni (już nie pamiętam, na pewno nie codziennie), kiedy te kartony trzeba było przejrzeć i spróbować skompletować całość jakiejś książki. Mój ojciec w każdej dziedzinie życia nie przejmował się wyglądem rzeczy, więc i tutaj nie przeszkadzały tomy pochodzące z różnych wydań. Kompletowaliśmy książki nie zwracając uwagi na różnice w wydaniach, ważna była treść, żeby był dostępny dla klienta komplet np. Ogniem i mieczem.


Na Wysokiej

Dzisiaj w naszej codziennej praktyce również niekompletne tomy czekają na swój moment, ale nie mamy wyznaczonych dni na sprawdzanie. Również nie kontynuujemy tradycji różnych wydań w jednym komplecie. Staramy się zestawić całość dzieła z właściwych tomów, pochodzących z jednej edycji. Robimy wyjątki dla trudno dostępnych tytułów, przy których jest mała szansa, że w najbliższym czasie do nas trafią, np. kilka lat czekaliśmy na pierwszy tom Czarodziejskiej góry. Tom drugi leżał i czekał, a klientom, którzy pytali o ten tytuł mówiliśmy: brak. Kiedyś, przy kolejnym pytaniu o Czarodziejską górę dla usprawiedliwienia się z naszego marnego zaopatrzenia, powiedziałam klientce, że mamy tylko ten jeden tom. Ku mojemu zaskoczeniu klientka zdecydowała się na zakup tego tomu. Od tamtej pory zmieniłam taktykę: mniej poszukiwane książki: Faraony, Potopy, Krzyżaków i Lalki zostawiam jako czekające na swoją drugą połówkę (lub jedną trzecią lub inne ułamki) na zapleczu, a poszukiwane tytuły wystawiam na sprzedaż. 


Bardzo wiele tomów

 Największy problem w tej dziedzinie naszej pracy to brak pojedynczego tomu w bardzo dużej wielotomowej całości. To zawsze jest stres przy zakupie czy przeglądaniu magazynów, czy np. Sadze o ludziach lodu, w której powinno być 48 tomów żadnego nie brakuje. Również wielkim rozczarowaniem jest brak tomu w kilkunasto- czy kilkudziesięciotomowej encyklopedii. Jak tu sprzedać taki dekomplet? Czy czekać na brakujący tom? Komplety mogą uzyskać większe ceny. Więc zawsze gdy takie wielotomowe dzieło okazuję się skompletowane, to kamień z serca antykwariusza i szansa na sprzedaż za dobrą cenę.

sobota, 5 marca 2016

Niedoskonałość systemu

Sobota, 05.03.2016

Niedoskonałość wszystkiego

Nie ma rzeczy doskonałych i u nas w antykwariacie też wiele procesów nie przebiega idealnie. Główną bolączką jest brak w rzeczywistości książek, które są w systemie. Ponieważ nasze książki są jednocześnie wystawione na sprzedaż w trzech miejscach internetowych, to istnieje prawdopodobieństwo, że po sprzedaży w jednym miejscu nie zdążymy wycofać danego tytułu z dwóch pozostałych miejsc i jedna książka sprzeda się drugi, a czasem i trzeci raz. A tymczasem fizycznie mamy tylko jedną. Oczywiście staramy się na bieżąco korygować i ujednolicać stan magazynu internetowego z rzeczywistym. Ale czasem książki znikają: wpadają za regał i odnajdujemy je po latach, są przekładane podczas porządków i nie wracają na właściwe miejsce, na chwilę kładziemy na nich karton i zapominamy, że pod nim leżały wystawione książki.


Brak miejsca

Książek wciąż przybywa. Czy kiedyś przestanie? Czy kiedyś będziemy mieli wolne miejsce na półkach? Medal temu, kto odpowie. Na chwilę obecną bez problemu zapełnię jakieś 100 regałów, gdyby tylko ktoś dał mi na nie halę i rzeczone regały. Internet rozwiązuje ten problem znakomicie, ale też te książki z internetu trzeba gdzieś fizycznie pomieścić, posegregować, tak żeby łatwo je odnajdywać kiedy się sprzedadzą przez internet. Jak zarządzać taką ilością książek? Trzeba kilku lub kilkunastu osób. Czy sprzedaż tych książek będzie taka, żeby opłacić pracę tych osób? Czy to ma sens?



Brak odpowiedzi

Na te wszystkie pytania musi sobie antykwariusz odpowiedzieć. I na milion innych. Nie ma podręczników, nie ma forów, nie ma studiów, które by tu pomogły. Tylko intuicja wspomagana przez doświadczenie.