czwartek, 30 lipca 2020

Antykwariat jest otwarty

 

Otwartość


Jesteśmy otwarci. Tymi słowami często zaczynam wpisy na nasze media społecznościowe. Po tygodniach pandemicznego zamknięcia jesteśmy teraz otwarci w pełnym wymiarze godzin, czyli od poniedziałku do piątku w godzinach 10-18 i w soboty 10-15. Trzeba to komunikować, bo w czasie lockdownu i potem nasze godziny otwarcia były często zmieniane. Czasem myślę, że te godziny stałe i tak nie wystarczą na wszystko co jest do zrobienia w antykwariacie. Zwłaszcza teraz po otwarciu nowego antykwariatu. 

1 lipca 2020 otworzyliśmy dla klientów nasze nowe pomieszczenie. Pisałam o nim tu i tu. Otwarcie było całkiem inne niż to planowane w pierwszych dniach marca. Plany były rozmaite, ale jak to z planami bywa... "Jeśli chcesz wywołać uśmiech Boga, powiedz mu o swoich planach". Z imprez na otwarcie nic więc nie wyszło. Otwarcie nastąpiło bez fanfar, w deszczowe popołudnie w środę 1 lipca. Popołudnie stąd, że było jeszcze mnóstwo prac porządkowych do zrobienia. Wkrótce po otworzeniu naszych drzwi najszerzej jak się da zabrałyśmy się do pracy z książkami.


Informacja



W dzisiejszym świecie informacja jest najważniejsza (tak mówią). Wysłaliśmy więc do miejskiego konserwatora zabytków wniosek o zgodę na umieszczenie szyldów informujących, że w tym miejscu jest antykwariat. Czekamy na odpowiedź. Zamówiliśmy potykacze, żeby informować o naszej obecności zanim pojawią się szyldy. Mamy też tablice na drzwiach, ale one nie są widoczne z zewnątrz, dopiero po zejściu do piwnicy.










Półkolonie



W nowym antykwariacie pracuję razem z dziećmi. Wychodząc do pracy zabieram ze sobą jedno ze starszych dzieci, czyli Hanię (prawie 7 lat) lub Adasia (10 lat). Drugie zostaje w domu z tatą i najmłodszym Ignasiem, który ma wtedy swoją drzemkę. Droga do miasta to kilkadziesiąt minut czasu na rozmowę i zabawę np. w zgadywanki. W tym roku wprowadziłam nową kategorię: Toruń. W zależności od drogi, którą danego dnia idziemy do antykwariatu, przechodzimy zawsze obok jakichś zabytków. Jeśli czas nas nie goni, zatrzymujemy się i czytamy informacje z tabliczek informujących skrótowo o danym miejscu. To daje okazję do przećwiczenia matmy (przeliczanie z wieków na lata i odwrotnie, ile to lat temu itd.). Jeśli czasu jest mało, to tylko skrótowo odpytuję z mijanych zabytków. Dzieciaki raz chętniej, raz zupełnie niechętnie grają w tę grę i w tym drugim wypadku marudzą: po co nam to? Wtedy odpowiadam, że na pewno w życiu zdarzy im się kogoś po Toruniu oprowadzać i wtedy warto znać podstawy. Okazja nadarzyła się szybciej niż myśleliśmy! Jeszcze w lipcu odwiedzili nas przyjaciółka Kasia z synkiem Kubą. W drodze do antykwariatu mogliśmy kilka zabytków pokazać Kubie, choć przecież i on i Kasia znają nasze miasto już bardzo dobrze. 


Do czasu przyjazdu dwójki pozostałych dzieci (zwykle około godziny 13) mogę w miarę normalnie pracować. Starsze dziecko, które danego dnia ze mną jest zajmuje się albo czytaniem albo pracami plastycznymi. W antykwariacie oprócz książek mamy też materiały plastyczne, papier, karton, nożyczki i klej z których dzieci same lub z moją pomocą wycinają np. lalki i stroje dla nich, zwierzęta i akcesoria dla nich. Jestem też obdarowywana nowymi sztukami papierowej biżuterii lub książkami stworzonymi całkowicie samodzielnie przez dzieci. W antykwarycznych półkoloniach biorą też udział dzieci przyjaciół i znajomych, które akurat mają na to chęć.

Gdy komplet dzieci jest już w antykwariacie, kończę swoje najważniejsze zadania i wychodzimy na dwór. Antykwariat sąsiaduje z placem podominikańskim, gdzie można miło spędzić czas na świeżym powietrzu. Czasem tylko wylegujemy się na trawie, czasem przy tym czytamy, a czasem dzieci wymyślają sobie zabawy. Miejsca do zabawy jest tam sporo, a zieleń i wielość murków dają mnóstwo możliwości ujścia dla dziecięcej fantazji. Tutaj muszę napisać, że oczywiście jestem świadoma, że w tym miejscu stał kościół i murki są jego odremontowanymi pozostałościami. Jednak z całym szacunkiem dla świętości ziemskich i niebieskich, biorąc pod uwagę miłość Jezusa do dzieci, o której uczyłam się w dzieciństwie na religii i ogólną miłość bliźniego, która jest najwyższym przykazaniem w religii katolickiej (o czym uczyłam się tamże), myślę i ma nadzieję, że żadna religia nie sprzeciwia się zabawie i aktywności dzieci na świeżym powietrzu. Jeśli w tym miejscu działają jakieś moce boskie, to mam nadzieję, że patrzą z radością na zabawę, relaks i wydarzenia kulturalne, które się w tym miejscu odbywają. 

W pobliżu jest też świetny plac zabaw Piernikowe Miasteczko, a w nim wodny plac zabaw, który jest w upalne dni idealną opcją dla dzieciaków ze Starówki i odwiedzających. Tam też chodzę z dziećmi. Od jakiegoś czasu jest tam specjalny kącik do karmienia i przewijania najmłodszych, więc dla nas idealnie. Niewątpliwą zaletą Piernikowego Miasteczka jest stała obecność pracowników placu, choć nie odpowiadają oni za opiekę nad dziećmi.

Po zabawach zmęczone dzieciaki wracają do antykwariatu, choć wcześniej trzeba jeszcze zanieść przesyłki na pocztę. Na szczęście to blisko:) Po powrocie z poczty starsze dzieci odpoczywają, czytają, czasem rozrabiają i powoli szykują się do wyjścia z babcią. Około 15-16 wyruszają do babci na obiad. Ja z Ignasiem zostaję w pracy i daję mu podgrzaną zupkę od babci. Potem jest czas na zabawę i czytanie. Czasem Ignaś litościwie zaśnie na kilkadziesiąt minut, wtedy ja zrywam się i pracuję jak szalona, żeby zrobić jak najwięcej. Jeśli mały książę akurat nie raczy zasnąć, to tylko układamy książki na półkach i wychodzimy co jakiś czas przed antykwariat, żeby pooglądać auta i sprawdzić jaka jest pogoda. 

Klienci odwiedzają nas przez cały ten czas, dzwonią i mailują, udaje nam się ich obsługiwać i na razie nikt nie narzekał. Choć jesteśmy świadomi, że obecność dzieci w antykwariacie nie każdemu może się podobać. O godzinie 18 zamykamy antykwariat, wydobywamy się z Ignasiem z piwnicy i ruszamy po starsze dzieci do domu babci. Zwykle czekają już na nas na rogu. Już we czwórkę ruszamy do domu, czasem idąc przez park. Wtedy jeszcze tam zostajemy na placu zabaw i do domu docieramy na kolację, z którą już czeka tata.

Zobaczymy czy od września normalnie ruszy szkoła, wtedy powinno być dużo łatwiej. Dziękujemy, że odwiedzacie antykwariat i kupujecie książki, dzięki temu on jest.






niedziela, 1 marca 2020

Lista rzeczy do zrobienia

Niedziela 01.03.2020

Co mamy jeszcze do zrobienia w nowym antykwariacie zanim go otworzymy?

1. Kącik dziecięcy-musimy kupić i ustawić kilka sprzętów
Główni projektanci, czyli dzieci, zdecydują jak to ma wyglądać. Ja stawiam na swobodę i wolny wybór aktywności przez dzieci. Będzie można się bawić, realizować plastycznie, grać w gry, układać puzzle, czytać i słuchać głośnego czytania. Marzy mi się guzik jak w autobusie "przystanek na żądanie", u nas będzie "czytanie na żądanie". Mały czytelnik wciska, antykwariuszka czyta np. przez 10 minut.

2. Kącik kuchenny-piękna szafka już jest, trzeba jeszcze zamontować zlew, ekspres i pomyśleć o przekąskach.
Tutaj najchętniej wyżyłabym się w kwestii kulinarnej, ale jednak może lepiej zostawić to fachowcom. Jak będę miała nadmiar czasu wolnego i chęć, to rozszerzę aktywność o pieczenie ciast. Na razie skupię się na książkach.

3. Sprzęty do siedzenia-kanapa, stoliki, krzesła
Część już jest, tylko trzeba przewieźć, część trzeba dokupić. Chcemy, żeby w nowym antykwariacie było miejsce do siedzenia i spokojnego czytania, rozmów o książkach i nie tylko. Na pewno będzie kanapa, 2 lub 3 stoliki z krzesłami, zobaczymy co jeszcze się zmieści.

4. Lampy-jedna testowa jest kupiona, musimy ją zamontować i sprawdzić jakie daje światło i czy możemy kupić więcej takich, czy jednak inny model.

5. Książki - duża część jest już rozłożona na półkach, ale wciąż ogrom jest do rozłożenia. Dziękuję ochotnikom-pomocnikom, którzy z uśmiechem i za darmo pomagają nam w tej pracy. Czuję, że rozkładanie książek potrwa jeszcze jakiś czas i chyba otworzymy nowy antykwariat przed końcem tego przedsięwzięcia. Będziemy po prostu rozkładać książki i gościć pierwszych klientów-czytelników.

6. Skup książek - już nieśmiało wznowiony
W ostatnich tygodniach zrobiłam kilka wypraw po książki i kilka księgozbiorów zostało kupionych w antykwariacie. Są to na razie standardowe ilości po kilkaset książek, ale już czujemy zadyszkę. Ja nawet dosłownie, bo sama jeżdżę po książki, noszę je do samochodu i potem wyładowuję. Zadyszki dostaje też nasz mały antykwariat, który zwyczajnie nie pomieści wielu dostaw. Na szczęście książki cały czas się sprzedają i jakoś to się kręci. 

7. Napisy na półki
Roboczo robimy je na zwykłych kartkach A4. Sprawdzają się, bo duże litery są z daleka widoczne i kartki łatwo się przenosi gdy trzeba przenieść cały dział. Ostatecznie wolałybyśmy jednak napisy wydrukowane w naszym ulubionym foncie "Antykwa toruńska" i w jakiejś trwalszej postaci niż zwykła kartka.




Nie wiemy jak długo potrwa zanim wszystkie punkty z listy odhaczymy. Mamy nadzieję, że około 2-3 tygodnie i w połowie marca będziemy otwierać się dla klientów. Prosimy o wsparcie, najlepiej przez kupowanie u nas książek, ale akceptujemy też ciepłe myśli, miłe słowa i trzymanie kciuków. Niezmiernie wdzięczni jesteśmy za pomoc w układaniu książek. Pamiętajmy, że niezależne księgarnie, antykwariaty i wszystkie małe lokalne sklepy funkcjonują tylko wtedy, kiedy ktoś w nich kupuje. To ważne gdzie zostawiamy swoje pieniądze. Jasne, że niezależne sklepy nie mogą proponować tak niskich cen jak sieci czy duże sklepy internetowe. Często od dystrybutorów kupujemy książki za ceny wyższe niż ceny detaliczne dla klientów księgarń internetowych. Nie mamy możliwości sprzedawać tak tanio jak wydawnictwa na swoich stronach czy na targach. Swoją pracą chcemy pokazać, że warto kupować w lokalnych księgarniach. Te kilka złotych różnicy między najtańszą ofertą internetową, a ceną okładkową to Wasza dotacja na funkcjonowanie lokalnych księgarń. Dziękujemy.

P.S. Co czytamy?

Antykwariusz Marcin kończy lub już skończył Zabójczą biel autorstwa Roberta Galbraitha (J.K. Rowling), czyli czwarty tom serii o detektywie Cormoranie Strike'u. Zdaniem Marcina ten tom jest najlepszy, a najciekawsze są skomplikowane relacje między bohaterami. Do niedawna myślał, że to ostatni tom i więcej nie będzie, ale przeczytaliśmy w serwisie Rynek Książki, że autorka pisze kolejny tom! Młodszy antykwariusz Adam skończył Pamiętnik Czarnego Noska autorstwa Janiny Porazińskiej i zaczął księgę 1. Zwiadowców Johna Flanagana. Adam mówi o obu książkach, że są fajne i dobrze się je czyta (to samo mówi o większości książek). Młodsza antykwariuszka Hania czyta Krainę Lodu II, której tekst polski napisały Zofia Stanecka i Adrianna Zabrzewska. Hania mówi, że książka jest fajna, bo jest długa, zawiera dwa opowiadania. Śnieżną siostrę Mai Lunde czytamy razem na głos. Urzeka nas magiczną atmosferą świąt (choć Boże Narodzenie dawno za nami i zbliża się Wielkanoc), pięknymi ilustracjami autorstwa Lisy Aisato. Choć książka dotyczy trudnego tematu straty, śmierci, to opowiada o nim w delikatny sposób, tak że można ją czytać z dziećmi będąc spokojnym o ich wrażliwość. Najmłodszy antykwariusz Ignacy pożera wszystkie książki, jakie wpadną w jego ręce. Tylko jedna unika tego losu, a Ignaś przygląda się obrazkom i słucha jak o nich opowiadamy. To kupiona 10 lat temu dla Adasia twardostronnicowa książeczka o Muminkach na podstawie książek Tove Jansson. Jej tytuł: Muminki mała księga : Słowa. Czytaliśmy ją Adasiowi, Hani i teraz czytamy Ignasiowi i wszystkim się podobała/podoba. Proste obrazki, jedno słowo na każdej stronie i pole do opowiadań dla rodziców dają możliwość cudownego spędzenia czasu z dzieckiem. Ja czytam Kapelusz cały w czereśniach Oriany Fallaci i Ludzie, ludzie... Ewy Woydyłło. Pierwsza to saga o rodzinie autorki, którą czyta się jak wciągającą powieść historyczną. Dla mnie najciekawsze są opisy przodków Fallaci na tle historii Włoch, trudy ich życia i historie przedmiotów, które przetrwały do dziś w skrzyni z pamiątkami. W książce Woydyłło opisani są ludzie w rozdziałach takich jak: "Kłótliwi", "Chomiki", "Przyjaciółki (cudzych mężów)"i sporo innych typów ludzi, których spotykamy w życiu, a czasem sami nimi jesteśmy. To książka poradnikowo-psychologiczna w przystępny sposób pokazująca pewne mechanizmy rządzące naszym zachowaniem i relacjami. Polecamy!


poniedziałek, 20 stycznia 2020

Powrót

Poniedziałek, 20.01.2020

Antykwariat wraca do korzeni. Spróbujemy wrócić do tego co było na Podmurnej, czyli dużego antykwariatu wypełnionego po brzegi książkami. 


Nasza obecna siedziba, niewielkie pomieszczenie na parterze budynku Towarzystwa Naukowego, ma niewiele ponad 20 m kw. Nowe pomieszczenie, w piwnicy tego samego budynku z wejściem od ulicy Dominikańskiej, ma 84 m kw. Na zakończenie remontu tej piwnicy czekałyśmy kilka lat, ile dokładnie nie potrafię podać, na pewno 5 lat, a może więcej. Teraz piwnica jest gotowa: wyremontowana, piękna, z nowymi instalacjami, nową podłogą, nowymi niektórymi ścianami, nowe będą regały i lampy, stare będą tylko książki. W kilku miejscach zostały wyeksponowane wmurowane w ściany kamienie, mamy też odsłonięty fragment muru z cegły gotyckiej. Musiał on powstać wcześniej niż cały budynek, który wybudowano w 1881 roku. Lubię sobie wyobrażać, że ten fragment muru tworzył jakiś budynek lub pomieszczenie związane z książkami. Początki drukarstwa toruńskiego sięgają roku 1568 i raczej nie mają nic wspólnego z okolicą dzisiejszej siedziby TNT, ale może wcześniej było tu skryptorium, biblioteka lub jakiś prywatny księgozbiór... Tak bym chciała, żeby duch książek czy też książkowa bogini była z nami i nam sprzyjała.   


W nowym miejscu zmieści się około 20 000 sztuk naszych książek. Nie wiemy ile ich było na Podmurnej, pewnie więcej. Nasze zapasy przekraczają teraz dwukrotnie możliwości piwnicy. Wszystko się nie zmieści. Ale wiemy, że dzięki naszym klientom, czytelnikom i przyjaciołom książki będą znajdowały nowe domy i na półkach antykwariatu zrobi się miejsce na nowe zakupy. Gdy już te zapasy zostaną upłynnione, będzie można wznowić skup. Regałami zapełnimy każdą ścianę i ściankę w nowym antykwariacie, no może oprócz tej gotyckiej. Mam obmyślone gdzie umieścimy poszczególne działy: tuż przy wejściu będzie literatura piękna, polska i zagraniczna, gdyż to tym działem głównie interesują się nasi klienci. Dalej będą książki naukowe, poradniki, albumy, sztuka. W końcowej części zrobimy dużą część dziecięcą. 

Mam marzenie, żeby w tej części połączyć moje dwie życiowe funkcje: mamy i antykwariuszki. Chciałabym, żeby moje dzieci przychodziły tu po szkole/przedszkolu/żłobku i spędzały czas do zamknięcia, tak żebyśmy mogli razem wracać do domu. Do tej pory było tak, że musiałam kończyć pracę w okolicach godziny 15, żeby odebrać dzieci z placówek edukacyjnych i wracając do domu zrobić zakupy, po powrocie ugotować obiad, pomóc w odrabianiu lekcji, poczytać im, pobawić się, wyjść na plac zabaw. Teraz mam pomysł, żeby w kąciku kuchennym (tak! mamy takie cudo w naszej piwnicy) odgrzewać im obiad, w kąciku dziecięcym odrabiać lekcje, czytać i bawić się. Mamy nadzieję, że dołączą do nas inne dzieciaki, bo pomysłów na zajęcia dla dzieci mamy mnóstwo. W pobliżu antykwariatu jest też świetny plac zabaw Piernikowe Miasteczko, więc potrzeba ruchu na świeżym powietrzu będzie zaspokojona.

W planach jest uruchomienie kącika kuchennego jako mini-bufetu, na początku z kawą i herbatą. Przypomina mi się pewien starszy pan-stały klient z Podmurnej, który do antykwariatu przyjeżdżał z Solca Kujawskiego zawsze z dużym termosem pełnym gorącej kawy. Siadał kolejno w fotelach i na krzesłach przy różnych działach i pił swoją kawę. Na koniec wchodził do kantorka, w którym spędzał pewien czas na rozmowie z moim ojcem i razem pili kawę, każdy swoją. Pamiętam jeszcze jednego pana-stałego klienta z Chełmży, który dla odmiany przywoził opakowanie kawy mielonej i stawiał na ladzie proponując wspólne wypicie i pogawędkę. To już działo się w naszej trzeciej z kolei lokalizacji, przy ul. św. Katarzyny (lata 2008-2011). Teraz będziemy proponować kawę z ekspresu profesjonalnego oraz, gdy już się urządzimy z książkami i zajęciami dla dzieci, to też drobne słodkie przekąski.


Proszę trzymać kciuki za powodzenie tego przedsięwzięcia, może się udać tylko z Państwa pomocą.

P.S. 1 Poniżej zdjęcie przesłane mi niedawno przez pewnego klienta zrobione jeszcze w antykwariacie na Podmurnej.


P.S. 2 Poniżej zdjęcie zrobione mi przez siostrę przedwczoraj w czasie przewożenia pierwszej partii książek do nowego pomieszczenia-piwnicy. W tle: gotycka ścianka.



czwartek, 16 stycznia 2020

Rodzinno-firmowa wyprawa do Warszawy

Czwartek, 16.01.2020


Wczoraj byliśmy na rodzinnej wyprawie w Warszawie. Okazją do wyjazdu było zebranie w Polskiej Izbie Książki. Na zebraniu przedstawiciele małych firm zrzeszonych w Izbie mieli wytypować swoich kandydatów do Rady. Nasza firma należy do Polskiej Izby Książki od 2016 roku, jednak do tej pory wszelkie działania, kontakty i współpraca odbywały się poza siedzibą PIKu. Wczoraj nareszcie odwiedziłam tę książkową instytucję.


W wyprawie udział wzięłam ja, mój najmłodszy synek Ignacy oraz moja mama, której pomoc w każdej dziedzinie warunkuje moje funkcjonowanie. Ignaś jest karmiony naturalnie, więc możemy być rozłączeni jedynie na jakieś trzy godziny, a wyprawa do Warszawy zajmuje dużo więcej czasu. A skoro musiał ze mną jechać Ignaś, to musiał też ktoś do pomocy. Droga do Warszawy upłynęła nam miło. Nikogo oprócz nas nie było w przedziale, więc wykorzystałam ten czas na wypytanie mamy o historię naszej rodziny. Znam na pamięć powtarzane odkąd pamiętam opowieści o tym jak mama nosiła obiad swojemu tacie (dziadkowi Ignacowi) do pracy do stoczni (port zimowy). Ale nie wiedziałam do tej pory jakie szkoły kończyli i co studiowali bracia mamy i inni krewni. Sporo się też dowiedziałam o ich pracy, charakterach, zwyczajach.

Sprawnie wysiadłyśmy z pociągu i mając jeszcze zapas czasu przespacerowałyśmy się wokół dworca. Trochę opowiedziałam mamie o Warszawie, o swoich odczuciach, które zwłaszcza w okresie studiów w Polskiej Akademii Księgarstwa i częstych przyjazdów tutaj mi towarzyszyły. W kawiarni przy dworcu wypiłyśmy kawę, mama wypaliła 2 papierosy i pojechałyśmy na zebranie. Miałyśmy tylko 3 przystanki autobusem, jednak Ignaś zaczął w autobusie płakać i musiałam go wziąć na ręce. Po wyjściu z autobusu też nie chciał spokojnie siedzieć w wózku, więc się stresowałam i poszłyśmy w złą stronę. Na szczęście w stolicy jest dużo kawiarni i restauracji, więc w jednej z nich spokojnie nakarmiłam synka i już mniej zdenerwowana mogłam nas pokierować w właściwą stronę.

Szybko znalazłyśmy siedzibę PIK. Na miejscu zostaliśmy wspaniale ugoszczeni, pani dyrektor udostępniła nam swój gabinet. Mogłam wygodnie nakarmić i przewinąć dziecko, a moja mama mogła z nim poczekać w czasie gdy ja poszłam na zebranie. Na zebraniu było kilkunastu przedstawicieli firm działających na rynku książki, część to dobrzy przyjaciele moi i firmy, część to nowo poznane osoby. Największe wrażenie zrobił na mnie profesjonalizm przedstawicieli Izby oraz merytoryczny i przyjazny sposób mówienia wszystkich, którzy zabierali głos. W mig można poznać, że osoby zebrane w tym gronie przeczytały wiele książek i czytają wciąż. To słychać od razu. Kandydaci do Rady zostali wskazani, wybory odbędą się w kwietniu, jeśli wybrane zostaną osoby, które miałam okazję poznać, to przyniesie to na pewno dobre skutki.

Z zebrania musiałam dwa razy wychodzić, żeby nakarmić dziecko, na szczęście udało się to w miarę szybko i sprawnie, więc niewiele straciłam. Nakarmiony Ignaś potem zasnął na spacerze z moją mamą, a gdy się obudził, to była już pora na wyruszenie w drogę powrotną na dworzec. Żeby się nie zgubić w warszawskim systemie przystankowym (kilka przystanków ma tę sama nazwę, tylko inny numer, a oznaczenia tych numerów są widoczne dopiero po dojściu na przystanek), poprosiłam o pomoc pracowników biura. Mój telefon się rozładował, więc korzystając z pomocy pracowników biura PIK upewniłam się, na który przystanek mamy iść i poszliśmy. Znalazłyśmy przystanek bez trudu (ten akurat był zlokalizowany po toruńsku: po drugiej stronie ulicy niż ten, na którym wysiadałyśmy). Autobus przyjechał szybko, w drodze na dworzec Ignaś był spokojny. Do odjazdu pociągu miałyśmy jeszcze 20 minut, ale ponieważ był już podstawiony na peronie, to wsiadłyśmy i nareszcie mogłyśmy odpocząć. Ignaś spał prawie całą drogę powrotną do Torunia, my z mamą trochę rozmawiałyśmy jeszcze o historiach rodzinnych i o antykwariacie. O tym, co się tego dnia działo w antykwariacie też warto opowiedzieć, ale to już następnym razem.

Podsumowując ten wpis chcę zachęcić inne pracujące mamy karmiące (naturalnie i sztucznie) do aktywności. Jeśli Waszą branżą jest książka, to możecie być pewne, że w Polskiej Izbie Książki jest dla Was i Waszych firm miejsce.