niedziela, 21 lipca 2019

Firma jednoosobowa

Piątek, 19.07.2019

 

Podobieństwa


W gabinetach weterynaryjnych lub w mediach różnego rodzaju można czasem zobaczyć zdjęcia psów i ich właścicieli pokazujące ich podobieństwo. Coś w tym jest, chyba każdy się z tym zgodzi, nie tylko w kwestii fizycznego podobieństwa, ale i charakteru. Podobne z mikrofirmami i ich właścicielami. Jeśli właściciel mikrofirmy jest w dobrym nastroju i czuje energię do działania, tak samo ma jego firma, jeśli właściciel źle się czuje lub jest chory, jego firma działa nie najlepiej lub nie działa (oby krótko). Analogia z wyglądem fizycznym też ma tutaj zastosowanie. Możemy zrobić wiele aby zadbać o swój wygląd w zakresie zdrowia i samopoczucia - jak Cię widzą, tak Cię piszą - jeśli dbamy o swoje zdrowie i dobry nastrój, to wyglądamy zdrowo i jakbyśmy byli w dobrym nastroju. Tak samo nasze firmy: starając się o ich estetyczny wizerunek, możemy być spokojni o taki ich odbiór przez klientów.


Różnice




W naszym  antykwariacie częściowo też tak było i jest: jaki właściciel, taka firma. Przez 8 lat (w latach 1994-2002) firmę prowadził Mieczysław Mackiewicz, mój ojciec. Był na tyle specyficzny 
i zostawił tyle tomów dzienników, że spokojnie można o nim i jego życiu napisać wielotomową opowieść. Tutaj w skrócie opiszę jak jego niektóre cechy charakteru przekładały się na funkcjonowanie firmy. Po pierwsze porządek. Niektórzy twierdzą, że antykwariat to miejsce, 
w którym z definicji nie ma porządku i najlepiej jeśli sam właściciel nie wie dokładnie co ma i gdzie. Jednak u mojego ojca porządek oznaczał raczej organizację całego przedsięwzięcia. Zaczynając od planu otwarcia antykwariatu, który w punktach był skrupulatnie zanotowany na świstkach papieru z odzysku. Tutaj konieczna adnotacja: wszelkie skrawki papieru, części zeszytów, notesów, kołonotatników nawet z małą ilością pustego miejsca były przez ojca skrzętnie segregowane i przechowywane, następnie wykorzystywane do zapisywania pomysłów. Dziś mam mnóstwo jego papierów z notatkami w różnych kolorach (długopisy, pióra, ołówki też były chomikowane 
i wykorzystywane do samiutkiego końca zgodnie z regułą oszczędności i nie marnowania, dziś to się nazywa zero waste). Kolor wkładu do długopisu był to dla ojca tak samo mało istotny szczegół jak kolor farby do pomalowania regału, czy kolor części garderoby. Liczyła się tylko użyteczność. 
I oczywiście porządek. Trzeba było znaleźć lokal na antykwariat, wstawić szyby w puste okna spichlerza przy Podmurnej 13 (swoją drogą ciekawe czy ktoś dziś szukając lokalu na działalność handlową martwi się o szyby w oknach, a jeśli ich nie ma, to kombinuje i wstawia różne rodzaje szyb z pomocą znajomego Szklarza). Regały w starym antykwariacie pochodziły od znajomych (ojciec potrafił przerobić nawet stare wersalki na regały), były samodzielnie przez ojca budowane lub zdobywane z likwidowanych przedsiębiorstw. Gdy był już lokal i regały, można było zacząć przywozić książki. Zupełnie nie pamiętam jak ojciec je transportował. Wiem na pewno, że miał wózek doczepiany do roweru, który po tym jak ktoś mu ukradł rower woził sam, ciągnąc go lub pchając. Być może miał jakiś samochód załatwiony dla przetransportowania książek z domu 
i piwnicy do antykwariatu, ale też całkiem możliwe, że robił to sam wózkiem. Na regałach książki stały uporządkowane ściśle według działów, zwykle w kolejności alfabetycznej według nazwisk autorów. Gdy już plan otwarcia został zrealizowany, w życie wszedł plan funkcjonowania i tu były plany dzienne, tygodniowe i miesięczne. Codziennie trzeba było wykonać określone czynności z listy (pamiętam: włączyć światła, zapisać nowy dzień na kartce do utargów, podlać roślinę). Codziennie do umycia był określony regał, fragment podłogi lub dywanu, schody raz w tygodniu. Najważniejsze: co drugi dzień rozłożyć nowe nabytki ze stołu na półki, a na stół wyłożyć nowe "Nowe nabytki" wcześniej wyczyszczone i wycenione. Bez specjalnego miejsca na liście zadań było bieżące sprzątnie sali (klienci w antykwariacie potrafili zostawić puste opakowania po jedzeniu i piciu, czy niedopałki papierosów), porządkowanie książek na półkach, naprawianie uszkodzonych książek i układanie ich na półkach. Porządek obowiązywał też w skupowaniu książek i wszystkich innych pracach antykwarycznych, w które wtedy jeszcze nie byłam wtajemniczona.
W latach 2002-2008 antykwariatem dowodziła moja mama Henriette Dekowska-Mackiewicz. Przekazanie zasad funkcjonowania firmy odbyło się przeze mnie, gdyż wcześniej to ja pomagałam ojcu w antykwariacie, a mama zajmowała się swoją, całkiem odmienną, pracą zawodową. Dziś widzę, że to przekazanie udało się znakomicie. Możemy to zawdzięczać umiejętnościom szkoleniowym mojego ojca, który cały czas, przy każdej możliwej okazji opowiadał mi jak działa antykwariat i przekazywał kolejne obowiązki oraz umiejętnościom szybkiej nauki nowego zawodu mojej mamy, która z dnia na dzień wstała od maszyny do szycia, usiadła za ladą antykwariatu i przystąpiła z energią do nowej pracy. Firma pod rządami mamy stanowczo osiągnęła wyższy poziom porządku, w sensie czystości. Zamiatanie, szorowanie, odkurzanie częściej niż w ustalonych przez ojca odstępach czasu to była duża innowacja. Ustalenie nowych zasad skupu, a przede wszystkim przeprowadzka antykwariatu z Podmurnej na Łazienną (gdzie funkcjonowaliśmy w latach 2005-2008) to też wielka zasługa mamy antykwariuszki. Wielką zasługą każdego, kto przebywał zimą w antykwariacie na Podmurnej było wytrzymanie na sali bez ogrzewania. Na Łaziennej byliśmy krok do przodu - były tam piece kaflowe, w których mama paliła. W naszej kolejnej lokalizacji, przy ulicy Św. Katarzyny (lata 2008-2011) ogrzewanie było na prąd i mimo małego metrażu ciężko było to pomieszczenie ogrzać. Zasługą mojej mamy jest więc także wytrzymanie 8 godzin dziennie w tych zimnych lokalizacjach.


Ja w latach 2002-2006 pełniłam rolę doradczą i pomagałam w antykwariacie na tyle na ile mogłam jednocześnie studiując dziennie. Od roku 2005 zajęłam się sprzedażą internetową, a w 2008 roku formalnie przejęłam firmę cały czas opierając się na pomocy mamy. Tak jest do dzisiaj, przy czym od kilku lat okresowo pomagają nam pracownicy. Jak dzisiaj cechy charakteru mojej mamy, moje, naszych pracowników przekładają się na funkcjonowanie naszej firmy? Np. kiedy jest zmiana mojej mamy można wyczuć zapach/smród papierosów przed wejściem do antykwariatu. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Przypominam sobie czas moich letnich wakacji w czasach liceum i letniej pracy na Podmurnej gdy ojciec wyjeżdżał na urlop, a do antykwariatu przychodzili moi przyjaciele i znajomi, a intensywny zapach/smród papierosów pochodził bezpośrednio od nas. Wiele jest takich spraw. Staramy się być wzorową firmą, ale jak każdemu, czasem wychodzi to lepiej czasem gorzej. Żeby być wzorową firmą dla klientów wysyłkowych, muszę codziennie jak najszybciej nadać przesyłki, czyli poszeleścić papierem pakowym,  poskrzypieć taśmą klejącą, co na pewno nie jest komfortowe dla naszych klientów stacjonarnych. Żeby być wzorową firmą dla klientów stacjonarnych, muszę czasem nie odebrać telefonu od klientów telefonicznych, co pewnie dla nich jest denerwujące. Na maile i wiadomości z portali społecznościowych mogę odpowiedzieć jak już najpilniejsze codzienne prace są zrobione w antykwariacie i akurat nikogo nie obsługuję. We wszystkich uwagach, opiniach o naszej firmie, które do nas docierają staramy się znaleźć złoty środek. Wszystkich oczekiwań nie spełnimy, czasem nie mamy możliwości, czasem coś od nas nie zależy, czasem nie mamy sił lub środków finansowych na idealne funkcjonowanie. Ale na pewno staramy się najlepiej jak potrafimy i cały czas dokształcamy i chętnie przyjmujemy wszystkie sensowne uwagi.

W sobotę 27 lipca 2019 nasza firma obchodzi swoje 25. urodziny, w tym dniu zapraszamy na kawę, herbatę i ciasto w godzinach otwarcia 10-15.