środa, 24 lutego 2016

Przychody antykwariatu

Środa, 24.02.2016

Czy można zarobić na handlu książką używaną?


Tak, można! Można zarobić na czynsz za wynajem lokalu, na opłaty za prąd, telefon, internet, na opłacenie wynajmu terminala do obsługi kart płatniczych, na opłacenie sklepu internetowego oraz rachunków za sprzedaż za pośrednictwem serwisów aukcyjnych. Również na handlu książkami można zarobić na opłacenie faktur w wydawnictwach oraz na płacenie za bieżący skup książek, które ludzie przynoszą do antykwariatu. Świetnie daje się też zarobić na wszelkie materiały biurowe i eksploatacyjne np. tusz do drukarki, papier do drukowania, koperty bąbelkowe, taśmę klejącą i inne codziennie zużywane w antykwariacie materiały. Bardzo dużo można zarobić na materiały reklamowe, np. wizytówki i ulotki, od czasu do czasu na wyrobienie pieczątki. Całkiem nieźle przychody z antykwariatu pozwalają opłacić parking na Starówce. Gdy klient internetowy kupi książki o wartości powyżej określonej sumy, to antykwariat pokrywa koszty wysyłki, więc na te koszty też musi nam się udać zarobić. Pięknie udaje się zarobić na wynagrodzenia pracowników. Nie zapominajmy też o podatkach i składkach, które też działalność antykwaryczna pozwala opłacić.


Czy po pokryciu kosztów prowadzenia firmy coś zostaje?

Czasem tak, a czasem nie:) Jednego miesiąca zysk jest satysfakcjonujący, a innego miesiąca nie ma żadnego zysku i nawet na pokrycie opłat nie wystarcza. W takich razach przychodzą do głowy antykwariusza czarne myśli: o sensie tego wszystkiego, o ekonomii, o kredycie, o czytelnikach, zwanych też klientami. O tym, co się zrobiło źle, o tym czy brak zysku jest winą antykwariusza, czy wynika z przyczyn niezależnych. Co jeszcze mogę zrobić żeby istnienie tej firmy było uzasadnione ekonomicznie a nie tylko ideologicznie? Czy trzeba iść na kolejne studia z ekonomii? Czy płacić za szkolenia, za marketing? Czy jeśli jest zysk, to inwestować w nowe książki, oświetlenie, regały, ulotki i milion innych produktów czy usług, które by się przydały w antykwariacie?


Czy to ma być tylko biznes ("gospodarka, głupcze!") czy jednak orka na ugorze dla idei?

W pracy antykwariusza nieustannie muszę lawirować między myśleniem o zyskach a myśleniem o sprzedawaniu wszystkim tanich książek. Każdy chce kupić tanio. Nie cierpię określenia "tania książka". Tania, czyli bez wartości, złej jakości, nie warta wyższej ceny. Musi być przeceniona, z rabatem (patrz: ogólnopolskie sieci księgarskie), bo inaczej (za cenę okładkową) nikt nie kupi. A tymczasem ja od kilku lat konsekwentnie prowadzę krucjatę ceny okładkowej, normalnej, nie taniej i nie drogiej, tylko adekwatnej ceny dla książki. Książka to nie bułka, to nie papierosy, nie skarpety i nie alkohol, to nie dobro szybko zbywalne. To dobro, które może za tę cenę kilku-kilkudziesięciu złotych towarzyszyć nam całe życie, dawać rozrywkę, wiedzę, mądrość, oczytanie, uznanie w oczach innych. Czy bułka lub skarpeta może to samo? Czy Pan Tadeusz powinien kosztować 5 zł? Jak w "taniej książce"? Z jednej strony powinien kosztować nawet 1 zł, np. na wyprzedaży w bibliotece. Dlatego, że biblioteka ze sprzedaży książek nie musi pokrywać kosztów swojej działalności. Działalność biblioteki jest finansowana z innych źródeł, dlatego sprzedaż książek na kiermaszu może i powinna odbywać się za 1 zł a nawet mniej. Sprzedaż książek w księgarni czy antykwariacie nie może odbywać się za 1 zł, ponieważ firma swoją działalność finansuje ze sprzedaży. Z ceny  sprzedaży każdej książki ogromna część to pokrycie kosztów działalności firmy, a niewielka część to zysk. Jeśli chcemy aby funkcjonowały księgarnie i antykwariaty, to albo zaakceptujmy ceny książek albo walczmy o inne źródło finansowania tych sklepów.


Nowa nadzieja

Choćby nie wiem co, to ja nie umiem się poddać pesymistycznym myślom. Po deszczu zawsze będzie słońce, nic dwa razy się nie zdarza, i zawsze w końcu będzie wiosna. Dlatego z wiarą we własne siły idę dalej w ten antykwaryczny biznes. Choćby on miał więcej wspólnego z misją niż z rachunkiem ekonomicznym.

1 komentarz: