środa, 6 lipca 2016

O czytaniu dzieciom

Czwartek, 07.07.2016


Czytać dzieciom trzeba


Czasem jest tak, że w domu pełnym książek, gdzie rodzice są aktywnymi czytelnikami, czasami nawet pracują w branży książkowej, dzieci nie chcą czytać. Nie chcę nadmiernie wychwalać czytania książek, jako elementarnej czynności lub też obowiązku. Czytam w internecie narzekania na nadmierną propagandę czytania, niektórzy mają już dosyć wszędobylskiej promocji tej czynności. Ale myślę, że akurat ta czynność jest warta nawet nachalnej promocji wszędzie gdzie się da. 
Jest  pewne, że spośród wielu aktywności, którymi dziecko może się zająć w domu czytanie jest raczej pożyteczne. Polecam książkę Wychowanie przez czytanie Ireny Koźmińskiej i Elżbiety Olszewskiej, w której dokładnie opisane są korzyści płynące z czytania dzieciom. Chciałam tu krótko opisać moje doświadczenia w czytaniu dzieciom, które na razie skutkują pozytywnie. 



Szczerość



Najlepiej gdy rodzice (lub dziadkowie lub ciocie i wujkowie lub ktokolwiek, kto chce) sami lubią czytać i jest to ważna część ich życia. Wtedy właściwie nie trzeba wiele robić, wszystko dzieje się automatycznie, ponieważ jesteśmy dla naszych dzieci wzorem nr 1. Potrzeba jednak trochę zaangażowania i poświęcenia, bo nie możemy sami siedzieć zatopieni w lekturze a dziecku włączyć telewizor. Myślę, że ludzie którzy lubią czytać, dostawać książki, wypożyczać je, wąchać, przeglądać, dawać w prezencie, pokazują dzieciom, że książka zajmuje ważne miejsce w ich życiu i przekazują taki model dzieciom. Nie trzeba do tego wielkich pieniędzy, nie trzeba nawet żadnych pieniędzy (dzięki wszelkim bogom świata za wspaniałe biblioteki dziecięce). Ważne chyba jest to, żeby w systemie dziecko-rodzic-książka nie było przymusu, obowiązku, pozy, tylko autentyczność, prawda, szczerość.



Początki



Jeśli ja uwielbiam czytać, to koniecznie chciałam pokazać też moim dzieciom jakie to może być wspaniałe. Jako dziecko marzyłam żeby mieć na własność wszystkie uwielbiane przeze mnie książki. Robiłam nawet takie czary, że w księgarni dotykałam upragnionych książek i wysyłałam do osoby decyzyjnej taką myśl-życzenie, żeby ta książka kiedyś była moja. Kiedy zaczęłam mieć własne pieniądze (w wyniku pracy w antykwariacie mojego ojca), to te wymarzone książki zaczęły zapełniać kolejne regały w moim pokoju. W miarę dojrzewania i kształtowania się mojej drogi zawodowej poznawałam coraz bardziej rynek książki i moje zakupy książkowe stawały się coraz bardziej przemyślane. Oczywiste było dla mnie, że kiedyś będę miała dzieci, bo strasznie chciałam te wszystkie moje ulubione książki komuś przeczytać (oraz pokazać jaki piękny jest świat i przekazać materiał genetyczny oczywiście też). Zanim urodził się mój synek (lat obecnie 6) w domu był już duży regał pełen książek dziecięcych. Czytanie dziecku będącemu po drugiej stronie mocy (czyli w brzuchu) nie wyszło mi, próbowałam z Lokomotywą Tuwima, ale głupio to brzmiało.Wolałam wtedy kontakt telepatyczny. Natomiast po przejściu na właściwą stronę mocy głośne czytanie nabrało rozpędu. 


Droga




W czytaniu mojemu synkowi wszystko było splotem różnych czynników. Wybierałam książki polecane na cenionych przeze mnie portalach książkowych, blogach, w prasie, w książkach, w bibliotekach, polecane przez znajomych. Czyli tak jak każdy:) Dzisiaj widzę, że za bardzo bałam się, że on jest za mały na jakąś książkę, np. z ze zwykłymi kartkami, nie twardymi stronami. Kupowałam mnóstwo książek z twardymi stronami, bo bałam się zniszczenia tych ze zwykłymi. Owszem ze dwie książki z normalnymi stronami mają przedartych kilka kartek (od czego taśma klejąca), ale dziecko bardzo szybko uczy się, że czytamy i nie rozszarpujemy. Moja córka (lat obecnie prawie 3) o wiele wcześniej niż brat nauczyła się przeglądania normalnych stron, bo nie miałam już tej obawy. Bałam się też zmiany proporcji tekstu do ilustracji, preferowałam książki z dużą ilością obrazków, a małą tekstu. Też niepotrzebnie. Okazało się, ku mojemu zaskoczeniu, że dziecko może się dłużej skupić na czytanej treści, a nie musi go koniecznie zajmować studiowanie szczegółów ilustracji. Potem bałam się, że zostaniemy ofiarami nachalnego marketingu światowych koncernów (np. Lego, bohaterowie kreskówek), które co prawda wydają też książki, ale jednocześnie opanowują świat dziecka z każdej strony (jako zabawka właściwa, jako książka lub gazetka, ręczniki, pościel, kubki, długopisy, kolorowanki, plecaki). Ta obawa też została rozwiana, wystarczy przeczytać dziecku dobrą, sprawdzoną książkę odpowiednią dla jego wieku i samo wtedy wybierze co dobre. Trzeba tylko pokazywać. Teraz czerpię ogromną radość z faktu, że mój synek rano, kiedy się budzi,  po wykonaniu niezbędnych czynności w ramach porannej toalety, ale przed śniadaniem, szuka książki i przegląda lub razem czytamy. Córeczka nie wykonuje nawet porannej toalety, tylko otwiera oczy i mówi zaspanym głosem: "cytaj baldzo baje".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz