wtorek, 27 grudnia 2016

Praca

Środa, 28.12.2016

Odpoczynek



Po Świętach w antykwariacie wciąż jest mnóstwo pracy. Zamówień internetowych jest bardzo dużo, to dobrze, bo faktur do opłacenia też jest wciąż dużo. Zadań do wykonania (inwentaryzacja, posprzątanie, układnie, realizacja pomysłów) też jest mnóstwo. Tylko liczba pracowników, a właściwie wolontariuszy jest niezmienna i w żaden sposób nie pasująca do ogromu pracy. Stąd problem z odpoczynkiem. Nawet mając świadomość konieczności odpoczywania, np. po to aby efektywniej pracować, regenerować organizm, trudno jest samodzielnemu przedsiębiorcy zmusić się do odpoczynku. Odpoczynek często oznacza brak pieniędzy. O odpoczynek samodzielnego przedsiębiorcy nie dba kodeks pracy, regulamin zakładu pracy, samemu ustala się swój czas pracy, co prowadzi czasem do przesady. Trudno zdecydować się na urlop gdy roboty huk.





 Trzeba




Staram się przekonać siebie samą, że muszę odpocząć. Argumentuję tym, że wielokrotnie już wpadłam na rozwiązanie jakiegoś problemu oddalając się od niego. Kiedy wciąż skupiamy się na problemie i myślimy o tym jak go rozwiązać, frustrujemy się, że nam się to nie udaje. Kiedy opuścimy na chwilę mentalnie problemowy obszar, skupimy na czymś innym (u mnie sprzątanie-idealnie pomaga), rozwiązanie problemu potrafi przyjść niespodziewanie, z nieoczekiwanej strony. Więc, trzeba oderwać się od poszukiwań zaginionych książek, od rozmyślań skąd wziąć kasę na nowy regał, nową lampę, przebudowę, od stresu czy wystarczy na faktury, czy uda się opanować chaos i uporządkować to wszystko. A może jednak trzeba wciąż od nowa skupiać się na bieżących problemach? Nie wiem.






Pozytywnie




Książki cały czas dają mi radość. Cieszę się, że pracuję sprzedając ludziom książki. Nie wyobrażam sobie pracy przy sprzedawaniu czegoś niepotrzebnego: papierosów, alkoholu, kolejnych nowszych modeli różnych sprzętów, niepotrzebnych suplementów diety, kompletów kosmicznie drogich cudownych garnków czy pościeli uzdrawiającej. Miło mieć taką świadomość, że nawet jeśli zakup danego tytułu okaże się nietrafiony, to książka która trafi do czyjegoś domu będzie działać pozytywnie. W pracy księgarza jest wiele pozytywnej energii, którą można zawsze sobie pomóc gdy dopada zniechęcenie. Nie jest to na pewno taki ogrom satysfakcji co u piekarza czy lekarza, ale z drugiej strony mamy dużo milszą pracę niż sprzedawcy np. nowych umów telefonicznych. U mnie wciąż fakt robienia tego co lubię i poczucia, że to jest dobre wygrywa z żądzą pieniądza. Ale często słyszę głosy innych lub mój własny pytające: czy to ma sens?



Sens



Tylko wtedy praca księgarza ma sens, kiedy pozwala mu na spokojne prowadzenie firmy bez stresu o niezapłacone faktury. Satysfakcja ze sprzedawania ludziom książek (wiedzy, informacji, wrażeń, dobra w czystej postaci) nie może być jedyną motywacją. W firmie tylko wtedy jest dobrze, gdy jest płynność finansowa i możliwość choćby nieznacznego rozwoju. Dlatego staram się i będę starać dalej połączyć sprzedawanie książek z regularnym opłacaniem faktur. I wierzę, że pewno dnia, gdy będę mądrze pracować, to moja praca pozwoli mi nie tylko opłacić w terminie wszystkie faktury, ale też zarobić coś dla siebie oraz dla pracowników. A w kraju naszym będzie się żyło spokojnie i dostatnio.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Przedświąteczna gorączka

Wtorek, 20.12.2016




Praca i płaca


Na spotkaniu z księgarzem berlińskim w Warszawie usłyszałam trafną uwagę, która działa również na polskim rynku książki, a na pewno w naszym antykwariacie: pracy w księgarni jest tak dużo, że potrzeba kilku pracowników, ale przychody z księgarni pozwalają na utrzymanie tylko jednej osoby. Właściwie cieszę się, że usłyszałam to zdanie, bo potwierdza moje obserwacje. Z drugiej strony to jednak smutne. Jako receptę pan księgarz podał dywersyfikację, czyli dla każdego z pracowników jego księgarni praca w niej nie jest jedynym źródłem utrzymania. Każdy robi coś jeszcze: pisze artykuły do prasy, tłumaczy teksty, często książki. Pracy w naszym antykwariacie (a i pewnie w innych księgarniach) jest tak dużo, że i dla 10 osób by wystarczyło, tylko, że przychodów nie wystarczyłoby na opłacenie tej pracy.






Jakość pracy



Funkcjonowanie antykwariatu szwankuje:
- odwieczny problem z miejscem na książki
- gubienie się książek
- dużo różnych spraw do załatwienia
Staram się jak mogę pracować jak najlepiej, ale nie ma możliwości, żeby jedna osoba wykonała wszystkie czynności, które powinny być wykonane. Dlatego nie wszystko jest idealnie w antykwariacie, a raczej nic nie jest idealnie. Zatrudnienie pracownika w dzisiejszych realiach płacowo-składkowych w naszym pięknym kraju niestety nie jest możliwe. Czytałam poradniki biznesowe, w których jedną z bardzo podkreślanych zasad biznesu jest: płać zawsze najpierw sobie, potem pracownikom. W naszym antykwariacie jednak tak się nie dało. Gdy byli pracownicy, to oni z definicji musieli dostać wynagrodzenie, a antykwariuszka niekoniecznie. To chyba nie tak powinno wyglądać.




Gorączka



Grudzień to jak wiadomo  miesiąc najintensywniejszej pracy w księgarniach. W naszym antykwariacie również. Jest dużo zamówień internetowych, co pięknie umożliwia opłacanie wszystkich faktur na bieżąco (szkoda, że tylko w jednym miesiącu w roku). Ogrom pracy jest satysfakcjonujący, pakując książki myślę: jak zareaguje obdarowana nią osoba, czy przeczyta książkę, czy odstawi na półkę lub szybko sprzeda nietrafiony prezent... Czy może książka z naszego antykwariatu komuś się spodoba, zachęci do czytania, odkryje nowe światy przed kimś... Wierzę w to. Właśnie z powodu grudnia na blogu pojawia się mniej wpisów. W pozostałych miesiącach i tak nie starcza na nic czasu, ale w grudniu bardziej. Dodatkowo oprócz bycia antykwariuszką ogarniającą akcję Święta w antykwariacie, jestem też gospodynią domową ogarniającą akcję Święta w domu, jest jeszcze trzecia akcja Święta - w domu mojej mamy. Żadne z tych Świąt nie będą przygotowane perfekcyjnie, jak z reklam, ale to przecież nie jest wielki problem.





Wielkie problemy



Oprócz codziennych problemów antykwariatowo-domowych myślę o tym, że ludzie mają większe problemy i próbuję pomóc. Małe kwoty (tylko takie mogę) przekazuję na cele dobroczynne. Moje problemy są niczym w porównaniu z tragediami innych. Nie potrzebuję wielkich pieniędzy, chcę tylko utrzymać moją rodzinę i antykwariat. Moje dzieci mają co jeść, w co się ubrać i co czytać. Antykwariat jeszcze nie upadł. Nie potrzebuję luksusów z reklam, wolę skromne życie i umiar. Ciekawe, czy gdyby antykwariat przynosił miliony mówiłabym tak samo? No ale nie przynosi, a ja cieszę się tym co mam i dzielę się tym, czym mogę z innymi.






wtorek, 29 listopada 2016

Księgarska wyprawa do Warszawy 25 listopada 2016

Wtorek, 29.11.2016

Smog




Smog lub mgła lub jedno i drugie przywitały mnie po wynurzeniu się z hali dworca Warszawa Centralna w dniu 25.11.2016. Celem mojej listopadowej wyprawy do Warszawy było spotkanie na temat funkcjonowania i prowadzenia „księgarni niszowej” na przykładzie berlińskiej księgarni „Otherland” specjalizującej się w sprzedaży książek SF/fantasy. Spotkanie zorganizowano w siedzibie Goethe-Institut Warschau przy ulicy Chmielnej, czyli najwygodniej było mi dojechać pociągiem do Dworca Centralnego. Ponieważ przybyłam do Warszawy przed godziną 15, a spotkanie z panem księgarzem zaplanowano na 18:00, to postanowiłam udać się do siedziby Stowarzyszenia Historyków Sztuki na ul. Piwnej żeby zakupić wydawane przez tę szacowną instytucję piękne książki, które pasują do naszej antykwariatowej oferty jak ulał. Niestety pół godziny to za mało dla niezorientowanej jeszcze zbyt dobrze w topografii warszawskiej Starówki antykwariuszki i o godzinie 15:00 kiedy to siedziba Historyków Sztuki zamknęła się, ja byłam pod kolumną Zygmunta rozglądając się dookoła i zastanawiając w którą też stronę się kierować.  


Historia


Niezrażona pierwszą porażką postanowiłam zajrzeć na Zamek Królewski, żeby przypomnieć sobie jak mieszkali królowie naszego pięknego kraju. Ostatni raz zwiedzałam Zamek w czasie jednej z wypraw z moim tatą lat temu 16 i pomyślałam, że warto odświeżyć wspomnienia. Aż tu nagle zobaczyłam drogowskazy z napisem "XXV Targi Książki Historycznej" i już wiedziałam, że to palec bogini książkowo-księgarskiej tak sprawił, że muszę iść na te targi. Nigdy nie byłam w Arkadach Kubickiego, a czytałam o nich, nigdy nie byłam na Targach Książki Historycznej, a czytałam o nich, na dodatek pierwsze stoiska, na które trafiłam to były stoiska antykwariatów.




Antykwariaty warszawskie na kolejnych targach, które odwiedzam prezentowały się znakomicie. Świetne książki, fachowi i sympatyczni antykwariusze (szkoda, że tak mało antykwariuszek), materiały reklamowe rozdawane z uśmiechem, tylko pozazdrościć.


Poza antykwariatami odwiedziłam też stoiska wydawnictw, wśród których szczególnie mnie przyciągały:

Biblioteka Narodowa - to nic nowego, za każdym razem gdy spotykam jej stoisko muszę coś kupić, a tym razem hitem okazały się kartki świąteczne idealne dla miłośników ksiąg zabytkowych. Kupiłam 3 sztuki, więc w te Święta troje wybrańców zostanie przeze mnie obdarowanych takimi bibliofilskimi kartami z życzeniami:



Bajki-Grajki - czyli słuchowiska dla dzieci pięknie wydane na płytach CD. Kupiłam dla siebie i dla młodszych antykwariuszy Kubusia Puchatka, nagranie z roku 1983, czyli to na pewno to, którego słuchałam jak byłam mała.


Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika - z wieloma pięknymi książkami, a wśród nich: Żużel w PRL-u. Myślę, że to może być hit prezentowy w miastach gdzie króluje czarny sport.


 A na koniec wizyty na targach - piękne Arkady Kubickiego:




Książki wszędzie


Przerwa obiadowa była dla mnie też atrakcją nie lada, gdyż w ciągu kilku ostatnich lat rzadko albo nigdy nie miałam okazji zjeść obiadu w restauracji sama bez dzieci. Jednak nawet w restauracji nie uwolniłam się od regałów pełnych książek.




W drodze do Goethe-Institut Warschau idąc ulicą Chmielną spotkałam stoisko z książkami z pobliskiego antykwariatu, które w mroku listopadowego wieczoru wyglądało wyjątkowo urokliwie.



Spodobał mi się szczególnie neon w witrynie, którego jednak nie umiałam sfotografować tak, żeby był wyraźny. Bardzo przydałby się taki neon w naszym antykwariacie, który po zmroku rozświetlają tylko lampy na suficie wewnątrz pomieszczenia.

Jakby tego było mało, to po dotarciu do właściwego miejsca spotkania, czyli Goethe-Institut Warschau wzrok antykwariuszki przyciągnęły publikacje o książkach, które w wydaniu niemieckim już kolejny raz mnie zachwycają:





Spotkanie


Szczegółowa relacja ze spotkania z panem księgarzem tutaj: http://rynek-ksiazki.pl/aktualnosci/niszowa-ksiegarnia-w-berlinie_45778.html






czwartek, 17 listopada 2016

20. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie - część 2 - księgarska

Piątek, 18.11.2016

Czas


Upłynęły tygodnie od 20. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie  i miałam nadzieję, że czas spowoduje, że spojrzę inaczej na to, co usłyszałam w czasie branżowej dyskusji: "Samokontrola wydawców, księgarzy i hurtowników jako instrument wsparcia regulacji rynku książki (Ustawy o jednolitej cenie książki)”. Ale jednak pierwsze moje odczucia w reakcji na słowa panów przedstawicieli hurtowni i dużych sieciowych sklepów oferujących też książki nie zmieniły się z czasem. Duży wpływ na moją ocenę ma fakt, że w pociągu do Krakowa i z powrotem czytałam No Logo autorstwa Naomi Klein. Czytając zaznaczałam interesujące z punktu widzenia księgarza fragmenty i jak się później okazało te fragmenty idealnie pasowałyby do dyskusji na targach.




Przejmowanie


Prowadzący forum, pan prezes PIK Włodzimierz Albin, zadał pytanie czy konsolidacja na rynku książki (przejmowanie przez grupy wydawców i hurtowników księgarń, sieci księgarń lub otwieranie przez nie nowych księgarń) to dobra tendencja. W odpowiedzi jeden z panelistów, przedstawiciel hurtowni, odpowiedział, że jeśli komuś coś dobrze wychodzi i wie jak to robić, to czemu ma tego nie robić. Moim zdaniem (ukształtowanym w części książką No Logo) to jest dużo poważniejszy i szerszy problem. A piękne kontrargumenty dla pana z hurtowni zaznaczyłam sobie w książce:



Gdyby była trudność z rozszyfrowaniem skanów, przepisuję za Naomi Klein:

"W szerzej pojętych kręgach wydawniczych po wykupieniu Random House (...) Bertelsmann AG, wówczas już największe anglojęzyczne wydawnictwo na świecie, nabywa 50% Barnesandnoble.com, zapewniając sobie znaczące udziały w gwałtownie rozwijającym się wirtualnym rynku księgarskim. W międzyczasie Barnes & Noble próbuje kupić Ingram, jednego z największych dystrybutorów książek w Ameryce, obsługującego także konkurentów tej sieci. Gdyby interes z Ingramem doszedł do skutku (został zaniechany w atmosferze oburzenia ze strony opinii publicznej), trzy powiązane ze sobą koncerny zdołałyby objąć siecią synergii cały proces wydawania książek, od zawierania kontaktów autorskich, poprzez redakcją i druk, po dystrybucję, promocję i w końcu sprzedaż detaliczną."

A tu jeszcze o tym samym przypadku z trafnym moim zdaniem komentarzem, że koncentracja dystrybucji treści w rękach jednego koncernu rodzi pewnie niebezpieczeństwa:




Sieci a niezależne księgarnie


W czasie dyskusji w Krakowie na pytanie księgarzy i prezesa PIK, czy największa sieć sprzedająca książki w Polsce musi mieć niektóre tytuły nowości wcześniej o 1-2-3 tygodnie od innych księgarń pan reprezentujący tę sieć odpowiedział, że tak i uargumentował, że ta sieć tak promuje czytelnictwo i tyle wydaje na marketing, że jej się to należy. W tym momencie przypomniałam sobie jak w czasie naszego księgarskiego wyjazdu do Berlina pani Christiane Fritsch-Weith (prowadząca z sukcesem niezależną księgarnię w Berlinie) zareagowała na informację, że tak u nas w Polsce się dzieje. Jej zdziwienie było takie szczere, że przekonało nas, że u nas też musimy dążyć do równych reguł dla wszystkich graczy na rynku.  A w książce No Logo o sieciach i niezależnych księgarniach znalazłam jak dotąd takie fragmenty:







Reguły


Nie mam nic przeciwko sieciom księgarń w Polsce czy za granicą, znam je i szanuję, doceniam to, co robią dla promocji czytelnictwa w naszym pięknym kraju. Mam coś przeciwko regułom gry na rynku, których właściwie nie ma. W Niemczech nie do pomyślenia byłoby takie usprawiedliwienie swoich praktyk, jakie przedstawił na forum PIK przedstawiciel znanej polskiej sieci salonów. Niech sieci realizują swoje założenia, cele, może nawet misje, ale według reguł obowiązujących wszystkich graczy na rynku. Moim zdaniem to prawdziwy cud, że niezależne księgarnie w Polsce jeszcze funkcjonują i ogromnie się cieszę, że wychodzą z cienia.  

Gdyby skany nie dawały się odczytać, proszę o wiadomość na e-mail: poczta@antykwariat-torun.pl, mogę pożyczyć książkę chętnym lub znaleźć bibliotekę, z której można ją samodzielnie wypożyczyć.





sobota, 5 listopada 2016

Polityka cenowa antykwariatu

Sobota, 05.11.2016


Komentarz do wpisu na blogu


Zainspirowana komentarzem pod jednym z wpisów postanowiłam napisać trochę o ustalaniu przez nas cen książek. Jest to zagadnienie bardzo szerokie i myślę, że mogłabym napisać na ten temat książkę. Na rynku księgarskim jest sporo książek o cenach, psychologii cen i ich istnienie uważam za w pełni uzasadnione, można na ten temat napisać książkę a rozważaniom może nie być końca.


Referencje


Na początek o moich referencjach w zakresie ustalania cen. Dawno temu jeszcze w antykwariacie na Podmurnej usłyszałam od jednego z klientów pytanie/zarzut: jakie są moje komptencje w zakresie ustalania cen książek? Osoba ta była nastwiona raczej bojowo i chyba chciała uzyskać ode mnie informację o moich uprawnieniach w zakresie ustalania cen. Wówczas mogłam tylko z uśmiechem wyjaśnić, że wszystkiego nauczył mnie tata. Ale wtedy po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że warto mieć papier na wypadek takich pytań w przyszłości. Postanowiłam więc zapisać się na studia moje drugie, czyli: Bibliotekoznawstwo i Informacja Naukowa, które w trakcie zmieniły nazwę na Informacja Naukowa i Bibliotekoznawstwo. Teraz ten kierunek nazywa się: Zarządzanie Informacją i Bibliologia i ta nazwa ogromnie mi się podoba. Wolałabym się tytułować magistrem bibliologii, bo to bardziej ogólna wiedza o książkach niż bibliotekoznawstwo, które jest raczej wiedzą o bibliotekach. Ale nazwa to rzecz drugorzędna, studia były wspaniałe, uczyć się o tym co się kocha, to przyjemność, rozważam studiowanie tego samego ponownie. Kolejną solidną dawkę wiedzy zdobyłam na szkoleniach organizowanych kilka lat temu przez Allegro, wykładowcami byli tam doświadczeni przedsiębiorcy internetowi, od których naprawdę dużo się nauczyłam. Wiedzę zdobywam też dzięki wyjazdom na targi książki, aukcje bibliofilskie, rozmawiając z antykwariuszami z różnych miast, czytając literaturę branżową i śledząc rynek książki nowej i używanej na bieżąco.


Kraków


Będąc w zeszłym tygodniu na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie miałam okazję rozmawiać z młodą antykwariuszką, która terminowała u mistrza rzemiosła antykwarskiego z Warszawy. Mistrz ten wybrał dla swojego antykwariatu model: dużo, nieuporządkowanie i tanio. Dostawy są w jego antykwariacie często, książki na bieżąco wchodzą na półki, podziału tematycznego nie ma, ceny od 1 do 5 złotych, klienci przychodzą często i wynoszą książki siatkami. Sam pan antykwariusz przyznał w wywiadzie, którego kiedyś słuchałam, że jest świadom faktu, iż duża część jego klientów to antykwariusze drugiego rzędu, którzy kupione u niego za bezcen książki sprzedają z zyskiem przez internet. Taki model antykwariatu jest mi bardzo bliski, gdyż podobnie prowadził nasz antykwariat mój ojciec. Z jedną wariacją: książki z jego ulubionych działów (matematyka, szachy, Esperanto) były droższe z definicji, a książki autorów, których nie cenił były oszałamiająco tanie.

Moje wzory


Odwiedzając miasta polskie i zagraniczne zawsze staram się znaleźć antykwariaty i zwiedzić je. Takie wyprawy do antykwariatów bliższych i dalszych, a także bardzo odległych, ale dostępnych dzięki np. targom antykwarycznym zaowocowały u mnie nowymi pomysłami na nasz antykwariat. Dzięki zeszłorocznym targom antykwarycznym we Frankfurcie, które odbywają się przy okazji targów książki mogłam obejrzeć stoiska i poznać antykwariuszy z największym, najszacowniejszych antykwariatów Europy (z Niemiec, Francji, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Austrii). Oglądając i przeglądając własnymi rękami i oczami inkunabuły (książki wydrukowane przed 1500 rokiem) dostępne już od 25 000 euro na stoiskach niemieckich antykwariatów zobaczyłam jak szerokim pojęciem jest właściwie księgarstwo antykwaryczne. Antykwariat to może być barak pełen chaosu książkowego za 1 zł, ale też może to być instytucja funkcjonująca od ponad 100 lat w zachodnioeuropejskim mieście uniwersyteckim, w której przeciętna cena książki wynosi kilkaset euro. Również w Polsce są antykwariaty, w których jedna i ta sama książka, w tym samym wydaniu kosztuje 20 zł jeśli jest antykwariat naukowy na Starym Rynku w dużym mieście lub 1 zł jeśli jest to stragan na rynku w mieście dowolnej wielkości.


Cena


Cena książki zależy u nas m. in. od nakładu pracy poniesionego na zaprezentowanie książki we właściwy sposób. Każdej książce dajemy szansę, nawet podniszczonemu setnemu egzemplarzowi Quo vadis w broszurowym wydaniu lekturowym. Jeśli sprzedajemy taką książkę w antykwariacie na miejscu, to dostaje ona niską cenę, czasem nawet 1 zł, ponieważ na jej zaprezentowanie klientowi nie ponosimy żadnych kosztów poza stałymi opłatami za czynsz, prąd itd. Jeśli taką książkę chcemy pokazać klientowi internetowemu, to płacimy za opisanie i skanowanie pracownikowi, serwisowi aukcyjnemu za wystawienie, opłatę za sklep internetowy oraz za magazynowanie. Książkę dokładnie (zgodnie z bibliotecznymi standardami, o których nauczyłam się na studiach) opisujemy, skanujemy okładkę, spis treści, słowo wstępne, przykładowe ilustracje, posłowie, co tylko trzeba aby klient wiedział jak najwięcej o książce oferowanej przez nasz antykwariat. W cenę książki jest też wliczony koszt jej nabycia, gdy kupujemy nowe książki od wydawnictwa, to jest to rzeczywiście dość wysoka cena, gdy kupujemy książki używane to cena jest niska jeśli książka jest dostępna łatwo lub wyższa jeśli jest unikatem. Cena książki używanej też zależy od kosztów jej nabycia, bo płacimy za książki w zależności od ich dostępności na rynku. Jeśli kupujemy kolejne egzemplarze Krzyżaków, Potopów i Panów Tadeuszów, to płacimy za nie grosze i sprzedajemy je za grosze. Jeśli kupujemy księgozbiory sprofilowane, z rzadkimi cennymi egzemplarzami, płacimy większe kwoty i sprzedajemy za większe kwoty.


Inne czynniki


Cena książki zależy też od: daty wydania, stanu zachowania, dostępności na rynku, wpisów, notatek, pieczątek, proweniencji, tematyki, języka w jakim jest napisana, zapachu (są książki z takim odorem, że gdyby nie on miałaby cenę dużo wyższą). Ciąg dalszy nastąpi.

niedziela, 30 października 2016

20. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie - część 1 - książkowa

Niedziela, 30.10.2016




Emocje targowo-księgarsko-książkowe jeszcze nie opadły, ale lepiej chyba pisać po części na gorąco, bo potem emocje już opadną i może nie być tak intensywnie. W najważniejszej dziedzinie targowej, czyli książkowej, przeżyłam mnóstwo zachwytów. Nie mam żadnej skali, bo porównywać się nie da, ale oto kilka przykładów:




Oko bibliofila przyciągnęło jako pierwsze stoisko wydawnictwa d2d, na którym ustawiono kilka smakowitych tytułów. Nauczona już targowym doświadczeniem kilkuletnim nie kupiłam impulsowo nic, ale mam w pamięci i na zdjęciu, a więc zachowuję na przyszłość.





Zachwyt nr 2 to książka pt. Żywienie roślin ogrodniczych wydana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Po pierwsze uwielbiam rośliny, po drugie rynek księgarski jest zasypany książkami o żywieniu Homo sapiens i sam tytuł Żywienie roślin uważam za ładną przeciwwagę dla monopolu książek o żywieniu dzierżonym przez nasz gatunek.









Zachwyt nr 3 to dwie książki wydane przez Uniwersytet Szczeciński i na stoisku tegoż kupione. Czy któraś księgarka/bibliotekarka/literatka/kobieta oparłaby się?








Zachwyt nr 4 to piękny widok na stoisku wydawnictwa Ossolineum (chociaż u mnie to zawsze będzie Zakład Narodowy im Ossolińskich-Wydawnictwo). Do tej pory miałam do czynienia tylko z egzemplarzami używanymi serii Biblioteka Narodowa, a tutaj taki "hurtowy" widok pięknych, nowych, zafoliowanych egzemplarzy.








Kolejny zachwyt to stoisko Instytutu Botaniki im. W. Szafera Polskiej Akademii Nauk i przepiękne książki przyrodnicze, głównie botaniczne o tytułach egzotycznych jak Palinologia (za wikipedią: nauka o pyłku roślin i zarodnikach grzybów). Jako magister biotechnologii powinnam pewnie wiedzieć bez Wikipedii co to palinologia, ale niestety tej akurat nazwy nie pamiętam.








A na koniec nie zachwyt, lecz rozczarowanie - zdjęcie z działu książkowego marketu znanej sieci wersji mini, na Dworcu Głównym w Krakowie z licznymi napisami "tania książka". Ale na tym zdjęciu widać akurat kwintesencję moich pretensji do umieszczania książek w marketach/dyskontach/sklepach z czym innym niż książki. Kto znajdzie ten szczegół w centrum zdjęcia?

Ciąg dalszy - księgarski - nastąpi


 

poniedziałek, 24 października 2016

Taniość

Wtorek, 25.10.2016


Dwie taniości


Od dłuższego czasu zastanawiam się nad połączeniem słów: "tania" i "książka". Pierwszy raz wypowiedziałam się na ten temat pisemnie na fanpage'u firmy Aros, która promuje się jako dyskont książkowy (!) i od tamtej pory myślę w dwóch kierunkach. Pierwszy to taki, że nie zgadzam się na taniość w kwestii książek. Samo słowo "tani" nie budzi u mnie pozytywnych skojarzeń. "Tani żart", "tandeta" - tutaj nie wiem, czy to słowo ma cokolwiek wspólnego z taniością, ale kojarzy mi się źle. Przychodzi mi do głowy taka opowieść o zleceniu, które może być zrealizowane:
1. Szybko i tanio, ale wtedy nie będzie dobrze
2. Dobrze i tanio, ale wtedy nie będzie szybko
3. Szybko i dobrze, ale wtedy nie będzie tanio
Taniość jest więc dla mnie synonimem braku wartości, staranności, jakości. W księgarniach typu "tania książka" natrafiam na książki z kilku działów: poradniki, albumy, książki dla dzieci, pomoce szkolne, literatura popularna (kryminały, romanse, powieści obyczajowe), lektury. Nie spotykam tam lub spotykam bardzo rzadko: literaturę faktu, reportaże, literaturę piękną spoza kanonu lektur szkolnych, podręczniki naukowe, o poezji i eseistyce nie wspominając. Ale drugi kierunek moich refleksji o taniości jest taki, że chcę żeby każdego było stać na nową książkę z dobrego wydawnictwa kupioną w niezależnej księgarni za cenę okładkową raz na jakiś czas. Tutaj taniość rozumiem raczej jako dostępność, przystępność ceny, możliwość zakupu bez rujnowania budżetu do końca miesiąca. 




Biblioteki



Książki są uprzywilejowane względem innych dóbr materialnych, ponieważ żeby ich "używać" nie trzeba ich kupować, można je wypożyczać za darmo. Nie ma chyba innych analogicznych przykładów rzeczy, które można z jednej strony kupić sobie na własność lub z drugiej strony nieodpłatnie wypożyczyć żeby skorzystać. Nie ma wypożyczalni ubrań, sprzętów domowych, jedzenia (!), wody, a jeśli są (np. wypożyczalnie samochodów), to za wypożyczenie trzeba płacić. A poza tym, dla wypożyczalni wszelkich sprzętów nie są powołane instytucje finansowane z budżetu państw, które dbają o ich pracowników, wyposażenie i spełnianie funkcji. Jako społeczeństwo dostajemy prezent od państwa w postaci świetnie zaopatrzonych, zorganizowanych, dostępnych dla każdego w wielu miejscach bibliotek. Więc czy książka powinna być tania, skoro każdy może ją za darmo wypożyczyć, jeśli nie może sobie pozwolić na zakup?



Cena



Jestem zdania, że nowo wydana książka powinna być dostępna na rynku za cenę okładkową niezależnie od miejsca zakupu. Nie mam nic przeciwko przecenianiu książek po upłynięciu określonego czasu (najchętniej 1 roku) od premiery, obniżaniu ceny egzemplarzy uszkodzonych, czy organizowaniu specjalnych promocji na zalegające w magazynach egzemplarze (wydane dawniej niż 1 rok wcześniej). W wielu księgarniach są regały/kosze z książkami w cenie np. wszystko za 10 zł. Popieram takie rozwiązanie, pod warunkiem, że nie są to nowości wydawnicze. W zeszłym roku podczas wyjazdu studyjnego w ramach Polskiej Akademii Księgarstwa do Frankfurtu byliśmy w kilku frankfurckich księgarniach. W każdej z nich widziałam specjalne kosze z przecenionymi książkami, których daty wydania sięgały 6 lat wstecz a być może więcej. W księgarni Hugendubel znalazłam w takim koszu bibliofilski kąsek: Bibliomania : ein listenreiches Buch uber Bucher za cenę 3,99 euro (data wydania: 2009).



Reklamowanie takiej oferty jako: przystępnej, korzystnej, okazyjnej, w obniżonej cenie bardziej mi pasuje niż jako: taniej.



Wartość


Cena oznacza też wartość. Są naukowe rozprawy marketingowo-ekonomiczne na temat psychologii ceny i jej oddziaływania na klienta, z których wynika m. in., że kupując coś drogiego czujemy się lepiej, luksusowo, jesteśmy dowartościowani, wysoka cena przydaje prestiżu. Mam takie różne zasady w naszym antykwariacie, że np. Pan Tadeusz nie może kosztować 5 zł lub mniej. Nawet jeśli to jest lekko zniszczone wydanie z lat 80. XX wieku, którego pełno na Allegro za 1 zł (taniej nie można w tym serwisie), to ono kosztuje u nas 12 zł. Powód? Klient czułby się źle kupując klasykę, kanon literatury polskiej, o którym uczył się w szkole i chce żeby był w jego domowej bibliotece lub chce go dać wnukowi w prezencie, gdyby zapłacił za niego 3 zł. Prawda jest taka, że egzemplarzy Pana Tadeusza mamy ze 20 różnych wydań z okresu 1945-2016 i część z nich chętnie sprzedamy za 1 zł lub oddamy w dobre ręce, ale to byłby błąd wizerunkowy. Więc umiejętnie staramy się wyceniać ofertę: za 1 zł lub za darmo są najbardziej zniszczone egzemplarze, które są na regałach "wszystko za 1 zł", te w dobrym stanie są w dziale "Literatura polska" z cenami od 12 zł w górę, a te najbardziej ekskluzywne, rzadkie, bibliofilskie wydania są udostępniane tylko osobom zainteresowanym i kosztują kilkaset złotych. Dlatego opowiadam się za tym, żeby książka miała swoją stałą cenę, odpowiednią do jej wartości, dającą zysk autorowi, wydawcy, dystrybutorowi, księgarzowi, wszystkim zaangażowanym w jej stworzenie, wypromowanie i sprzedanie. A gdy minie rok od premiery cenę niech ustala właściciel książki. Jak na Allegro: ten sam tytuł, to samo wydanie, a zakres cen np. od 1 zł do 30 zł. Klient decyduje od kogo kupi, a sprzedawcy konkurują czym się da.

sobota, 15 października 2016

Dlaczego warto kupować w małych księgarniach?

Niedziela, 16.10.2016

Mail


Dzisiejszy wpis jest zainspirowany korespondencją mailową i rozmową telefoniczną z klientką, którą prosiła mnie o obniżenie ceny nowej książki argumentując, że inni mają taniej. Świadomość, że inni mają taniej towarzyszy mi w codziennej pracy, powoduję wiele przemyśleń, frustracji, ale jednocześnie mobilizuje do dalszej pracy  (głównie: u podstaw). Moją pracą u podstaw jest próba uświadomienia bliźnim, że płacąc swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi komukolwiek za towar lub usługę decydują o wsparciu tego kogoś, doceniają jego pracę, pozwalają utrzymać biznes, pokazują, że wybrali tego kogoś spośród innych oferujących to samo.


Upadek



Taki przypadek zdarza się czasem, że słyszy się w radiu lub z innych mediów dochodzi informacja, że upadła znana/kultowa/najstarsza/co tylko księgarnia w Paryżu/Londynie/Atenach/ gdzie bądź. Jest artykuł lub relacją, że księgarnia istniała tyle lat, że odwiedzał ją ten i ten pisarz, że właściciele robili co mogli, żeby utrzymać biznes, są pytania do przechodniów: czy wiedzą, co oni na to, oni zwykle ubolewają. A moja księgarsko-antykwaryczna krew wtedy się burzy. Bo tym ubolewającym chciałabym zadać pytanie: kiedy ostatnio był pan na zakupach w tej księgarni? Czy zagląda pan tam regularnie? Księgarnia to księgarz, ale nie przetrwa bez klientów. Myślę, że potrzeba uświadomienia molom książkowym, których wbrew badaniom czytelnictwa jest w naszym kraju wielu, że istotne jest gdzie kupują książki i kogo wspierają. Łatwo komentować, że jaka szkoda, że znika kolejny mały sklep, a trudniej regularnie robić w nim zakupy.



Obliczenia



W przypadku konkretnej książki z maila od klientki, który mnie dziś zainspirował moja marża wynosiła 30%. Według wielce szanownych profesorów księgarstwa, od których miałam zaszczyt uczyć się na studiach w Polskiej Akademii Księgarstwa marża księgarni to musi być minimum 30% żeby przeżyć, a najlepiej żeby to było 35-45% żeby funkcjonować sprawnie i z zyskiem. W rozmowie telefonicznej z klientką tłumaczę jej te zawiłości. Ona pyta dlaczego inni mają taniej. Próbuję tłumaczyć, że może mają większy rabat, może pracują poniżej opłacalności, może chcą wykosić konkurencję. Klientka pyta dlaczego wolę nie mieć pieniędzy niż mieć pieniądze, czyli próbuje mnie przekonać, że lepsze jest mało gotówki niż zero gotówki i towar zalegający. Ja tłumaczę, że wolę towar zalegający niż faktyczną stratę. Dla małej firmy takiej jak moja każda złotówka ma znacznie, wolę mieć książkę, którą pięknie prezentuje się na witrynie, przydaje mojej firmie prestiżu i wiem, że sprzeda się tak czy inaczej niż sprzedać ją szybko i tanio tracąc pieniądze. Rozmowa kończy się na niczym, pani ma się zastanowić, ja czuję się jak ostatni Mohikanin. 


Link



Mija kilka dni i otrzymuję mailem ponowne zapytanie o rabat, tym razem z linkiem do oferty tańszej o kilkanaście złotych od mojej. Klikam w link i oczom moim ukazuje się strona taniej książki w kolorystyce krzykliwej. Chcę dowiedzieć się czegoś o firmie, kto ją prowadzi, jakie przyświecają mu cele/zasady/wartości. Niestety, ten sklep sprzedaje i nic więcej. Przeglądam ofertę: klasyczna tania książka - brak literatury pięknej, za to ogrom poradników, słowników, książek dla dzieci wydanych szkaradnie. Odpowiadam więc na ten mail opisując krótko wartości dodane, które oferuje moja firma: solidność, szybkość realizacji, paragon lub fakturę VAT, bezproblemowy zwrot lub reklamację, darmową przesyłkę za zakupy powyżej 150 zł, świadomość, że wspiera się rozdzinny, lokalny, mały sklep. Pani klientka odpisuję pytaniem: czy ja nigdy nie kupuję w dyskontach.



Happy End



Zakończenie tej jest historii jest szczęśliwe: pani kupuje u mnie książkę. Jednocześnie jej łączne zakupy są o wartość powyżej 150 zł, więc wysyłka jest gratis. Wysyłka gratis jest dla klienta, ja oczywiście muszę firmie przewozowej zapłacić kilkanaście złotych. A to oznacza faktyczny rabat dla klienta około 10%. Chyba więc obie strony są zadowolone. Dla mnie osobiście lekcja z tej przygody jest taka, że moje ciężko zarobione pieniądze (czyli tak naprawdę pieniądze ciężko zarobione przez moich klientów) będę wydawać jeszcze rozważniej. Oprócz tego co do tej pory kupowałam u małych, lokalnych sprzedawców, będę kupowała u nich jeszcze inne rzeczy. W sensie, że mniej w dyskoncie, więcej na rynku.  



środa, 28 września 2016

Toruńscy Księgarze Kameralni

Czwartek, 29.09.2016

Spotkanie


Spotkanie toruńskich księgarzy zbliża się wielkimi krokami. Już wiadomo, że nie wszystkim uda się przyjść, ale mam nadzieję, że uda się zorganizować kolejną edycję, więc nieobecni na najbliższym spotkaniu mogą przyjść na kolejne. Najpierw spotkanie miało się odbyć w sierpniu, potem w planach był wrzesień, ostatecznie wyszedł z tego pierwszy dzień października. Mam nadzieję, że to dobrze wróży. Jesień to taka pora kojarzącą się z książką.




Idea


Spotkanie i cały pomysł zrzeszenia księgarń kameralnych przywiozłam z Warszawy. Duchem sprawczym dla mnie była autorka bloga Rezerwaty Książek Anna Karczemska, która zachęciła mnie do rozpropagowania idei w Toruniu. Więcej o idei można przeczytać na wyżej wymienionym blogu oraz na profilu Książki kupuję kameralnie na FB. Tutaj napiszę jak ja tę ideę rozumiem.




Księgarz kameralny



Osoby, do których mam nadzieję dotrzeć to pracownicy służby książkowej . Nie stoi za nimi ogromny kapitał, prezes, menedżer, akcjonariusze. Jedynym głosem, którego słuchają kameralni księgarze są klienci ich księgarni. Księgarzowi kameralnemu w prowadzeniu firmy pomaga rodzina, przyjaciele, znajomi oraz czasem zatrudnieni pracownicy. Księgarz kameralny wie jak dobrać ofertę dla swojej księgarni, bo zna swoich klientów, wie o co pytają, czego szukają, co może się im spodobać. Jedną z podstawowych cech takiej osoby jest pasja, wizja, która towarzyszy im na każdym kroku i pozwala zbudować indywidualny, wyróżniający charakter księgarni. To ludzie, dla których sprzedawanie dobrych, wartościowych książek jest misją i nie chcą z niej rezygnować mimo braku znacznych dochodów.




Razem



Księgarz, który czuje się czasem jak ostatni Mohikanin, walczący z wiatrakami wojownik, którego nikt dookoła nie rozumie: ani samorząd lokalny, ani władze centralne, ani media lokalne. Nie ma w nich wsparcia, artykuły dotyczą z reguły kolejnych zamykanych księgarni, a władze lokalne twierdzą, że księgarnie i antykwariaty to biznes, który musi podlegać regułom rynku i nie należy mu się pomoc od samorządu. Owszem to biznes, ale biznes sprzedający kulturę, jak muzea i teatry. Ale nie o tym chciałam pisać. Tylko o tym, że taki księgarz, który nie widzi dookoła żadnego wsparcia może przecież z innym księgarzem się spotkać, porozmawiać, pomyśleć nad rozwiązaniem problemów, które są wspólne dla nich.




Nadzieja



O to więc chodzi w spotkaniu księgarzy kameralnych, żeby wspólnie pomoc sobie samym, żeby inni nas zobaczyli, usłyszeli, wiedzieli o nas, docenili...

środa, 21 września 2016

Razem, nie osobno, czyli o Polskiej Izbie Książki

Czwartek, 22.09.2016


Mała, nieznacząca firma


Pierwszy raz usłyszałam o Polskiej Izbie Książki na studiach moich drugich, czyli informacji naukowej i bibliotekoznawstwie. Nie pamiętam już na jakim konkretnie przedmiocie, ale pamiętam, że wymieniane były różne organizacje związane z książką: izby gospodarcze, stowarzyszenia. Wtedy byłam na etapie myślenia o naszym antykwariacie jako o czymś tak małym i nieznaczącym, że nawet nie połączyłam w głowie naszej rodzinnej firmy i dużych ogólnopolskich organizacji. Kiedy zaczęłam jeździć na targi książki do Warszawy  (był to chyba 2008 rok) zobaczyłam tam stoisko Polskiej Izby Książki i nawet zapytałam czy antykwariaty mogą należeć do Izby. Uzyskałam pozytywną odpowiedź, ale nic w tym kierunku nie zrobiłam. Chyba nadal widziałam nasz antykwariat jako mało znaczącą, lokalną firmę znaną kilkorgu stałym klientom. W trakcie tych kilkunastu lat nasza firma może nie powiększyła jakoś ogromnie skali działania, za to na pewno ja pozbyłam się kompleksów i postanowiłam opowiadać o niej bez zbędnego umniejszania wszystkiego.




Polska Akademia Księgarstwa




Każde kolejne targi książki w Warszawie, aukcje antykwaryczne w Warszawie i Bydgoszczy czy inne książkowe i księgarskie wydarzenia, na których byłam uzmysławiały mi, że samemu nasza firma jest kroplą w morzu, jest anonimowa, nie ma siły ani głosu, żeby w ogóle cokolwiek powiedzieć czy zdziałać. Rozmowy, które zawsze przy takich okazjach staram się podejmować (z antykwariuszami-odkąd są na Warszawskich Targach Książki, przedstawicielami wydawnictw przy ich stoiskach, ludźmi z branży w czasie targowych spotkań), utwierdzają mnie w przekonaniu, że mamy te same problemy, doświadczenia, że mamy pomysły, inspiracje, którymi chętnie się dzielimy, że brakuje nam poczucia wspólnoty w sensie zawodowym, że moglibyśmy tak rozmawiać długo... I w następnym roku rozmawiamy... i nic więcej się nie dzieje. Na zajęciach w ramach Polskiej Akademii Księgarstwa zobaczyłam rzeczywiste działania Polskiej Izby Książki, poznałam jej przedstawicieli. W czasie niezliczonych rozmów z koleżankami i kolegami ze studiów doszliśmy wspólnie do wniosku, że księgarzom nie pozostaje nic innego jak tylko wspólne działać i mówić jednym głosem o swojej pracy i trudnościach, które codziennie pokonujemy. Zaraz po powrocie z targów książki we Frankfurcie, od których zaczęły się nasze studia w październiku 2015 roku, wydrukowałam sobie deklarację przystąpienia do Polskiej Izby Książki. Ale wtedy jeszcze nie wypełniłam jej i nie wysłałam, chyba ze strachu, że do Izby należą takie wielkie firmy, a nasza mała, rodzinna jest... za mała.


Ogólnopolska Baza Księgarń



Dzięki Ogólnopolskiej Bazie Księgarń mogłam zapisać się i wyjechać z innymi księgarkami i księgarzami do Berlina na trzydniową wizytę wypełnioną spotkaniami z berlińskimi księgarzami i przedstawicielami niemieckiego odpowiednika naszej Polskiej Izby Książki. Ten wyjazd, rozmowy, spotkania, wrażenia i wnioski utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie można narzekać na swój los, tylko trzeba działać aby ten los odmienić. A w naszym pięknym kraju droga do polepszenia sytuacji księgarń niezależnych prowadzi przez Polską Izbę Książki. Więc po powrocie z Berlina, wypełniłam deklarację, wysłałam pocztą na adres Polskiej Izby Książki, po otrzymaniu mailowych wskazówek opłaciłam składkę i wpisowe (do zaakceptowania nawet przez niezależną księgarkę) i Toruński Antykwariat Księgarski stał się członkiem Polskiej Izby Książki. Teraz planuję zapisać się do Izby Księgarstwa Polskiego, Stowarzyszenia Księgarzy Polskich i gdzie tylko jeszcze trzeba, żeby o księgarniach niezależnych w Polsce zrobiło się głośniej, żeby zostały docenione i żeby może kiedyś powstały w nich sekcje antykwaryczne.




Targi, kursy, szkolenia, rozmowy



Odkąd pamiętam konieczność stałego podnoszenia kwalifikacji jest dla mnie oczywistą oczywistością. Gdy tylko dowiadywałam się o szkoleniu, kursie, spotkaniu, targach, które leżały w moim zasięgu finansowym, zapisywałam się i szłam, jechałam, dowiadywałam się, rozmawiałam, notowałam, wyciągałam to, co dla antykwariatu mogło okazać się ważne. Myślę, że takiej postawy można oczekiwać od ludzi pracujących na co dzień z książkami. Chociaż może nie. Od każdego, komu zależy na pomyślności jego firmy, co oczywiście oznacza wzrastające zyski, ale też osiąganie wartości niematerialnych. Jak się okazuję, są jeszcze firmy (jednooosobwe, ale też większe), w których nie dostrzega się, że spotkania z innymi prowadzącymi swoje firmy w podobnych lub odległych branżach, dają ogromne korzyści. O tym, do czego zainspirowały mnie inne księgarki i księgarze oraz antykwariusze napiszę innym razem. A tymczasem gorąco zachęcach do zrzeszania się, spotykania, dyskutowania, wymiany myśli, czyli networkingu. 

sobota, 3 września 2016

Podręczników brak

Podręczniki szkolne



W naszym antykwariacie nigdy nie było specjalnego działu czy sierpniowo-wrześniowej akcji podręcznikowej. Jeśli znalazły się na naszych półkach podręczniki szkolne, to trafiały tam z reguły jako pojedyncze egzemplarze kupione przypadkiem wśród innych niepodręcznikowych książek. Od kilku lat istnieją w Toruniu całoroczne i sezonowe punkty skupu i sprzedaży podręczników szkolnych, więc nasz antykwariat może spokojnie funkcjonować bez tego działu. Miałam też zawsze jakiś lęk przed tym asortymentem wynikający z nieznajomości aktualnych reform, programów nauczania, zmieniających się podstaw programowych i strachu, że nakupuję nieaktualnych podręczników i nikt ich potem nie kupi. Temat więc dla antykwariatu był zamknięty.



W księgarniach



Księgarnie bardzo odczuły reformę podręcznikową, która uniemożliwiła im sprzedaż książek szkolnych dla określonych roczników. Stopniowo podręczniki do kolejnych klas są rozprowadzane za darmo przez szkoły, z pominięciem księgarni. Ponieważ dla wielu księgarzy sprzedaż podręczników była istotną, a czasami decydującą o funkcjonowaniu częścią działalności, to po reformie wiele księgarń musiało zostać zamkniętych. Te, które przetrwały borykają się z problemem znaczącego spadku dochodów. Aby zapełnić lukę po podręcznikach księgarze próbują różnych sposobów, z reguły jest to wprowadzenie do sprzedaży nowych, do tej pory nieobecnych w księgarniach produktów. Są to: artykuły papiernicze, kalendarze, gry, zabawki, słodycze, kawa, herbata i wiele innych. Innym rozwiązaniem jest podpisanie umowy z jedną z firm kurierskich, wówczas księgarnia staje się punktem odbioru przesyłek danej firmy. Wszystkie te próby utrzymania się na rynku budzą mieszane uczucia. Z jednej strony są ludzie, którzy krytykują księgarzy i uważają, że taki sklep z wieloma różnymi produktami oraz książkami to już nie księgarnia. Z drugiej strony są komentatorzy wyrozumiali, którzy wiedzą, że księgarnia, która nie może już sprzedawać najbardziej dochodowego asortymentu, musi sprzedawać coś innego aby utrzymać się na rynku.





Idealny świat




W wymarzonych dla księgarzy warunkach (istnieją takie w innych krajach), książki byłyby naturalnie dostępne tylko w księgarniach. Dla społeczeństwa byłoby oczywiste, że po książki trzeba udać się do księgarza. Tak jak po chleb idziemy do piekarza, po kwiaty do kwiaciarni a po ciasto do cukierni. Jasne, że czasem w sytuacji nadzwyczajnej kupujemy chleb w markecie, są tam też dostępne kwiaty i ciasta. Ale dla każdego jest jasne, że lepszej jakości, smaczniejszy, świeży, chrupiący chleb kupimy u specjalisty od chleba. Tak samo powinno być z książkami. W naszych polskich warunkach gdzie klient końcowy może kupić książkę na stronie internetowej wydawcy, hurtowni, w sieci księgarń, której właścicielem są wydawcy i dystrybutorzy, u przedstawiciela handlowego odwiedzającego regularnie szkoły, biblioteki, pójście po książkę do księgarni niesieciowej jest domeną chyba już tylko krewnych i znajomych księgarek i księgarzy. No a dzisiejszy mój temat przewodni: podręczniki -  są do nabycia za darmo w szkołach. Ciekawe czy dużą różnicę w kosztach dystrybucji sprawiłoby rozprowadzanie podręczników przez księgarnię... Oczywiście za darmo, np. na podstawie bonów otrzymywanych w szkole do zrealizowania w najbliższej, osiedlowej księgarni. Księgarz nic by na tym formalnie nie zarobił, ale sam fakt edukacji społeczeństwa, że po książki udajemy się do księgarni byłby korzystny.




Rady antykwariuszki



Co roku w naszym antykwariacie początek szkoły oznacza wzmożony ruch w kategoriach takich jak: słowniki, leksykony, encyklopedię, kompendia, lektury, opracowania lektur, zbiory zadań, książki do nauki języków obcych. A w tym roku zaobserwowaliśmy ciekawy trend: sprzedają się na potęgę książki o trenowaniu umysłu, polepszaniu pamięci, sztuce uczenia się, usprawnianiu umysłu. Na rynku antykwarycznym nie ma wielu książek na ten temat, ale wśród nowości księgarskich chyba jest ich więcej, więc może warto zrobić z nich wystawę tematyczną czy jakoś inaczej zaprezentować klientom: chcesz aby twoje dziecko odniosło sukces w szkole-kup mu książkę o treningu umysłowym. Osobna sprawa to książki dla nauczycieli. To spora grupa zawodowa, dla której też warto zbudować ofertę i skierować reklamę. Dlaczego mają kupować u przedstawicieli odwiedzających szkoły? Może warto konkurować z nimi szerszą ofertą wielu wydawców i możliwością spokojnego obejrzenia książek w księgarni, a nie w miejscu pracy? Takie to moje refleksje na tegoroczny sezon podręcznikowy i nie-podręcznikowy.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Letnie rocznice

Piątek, 19.08.2016

 

Otwarcie



Lato to pora ważnych rocznic w antykwariacie. Zacznę od najważniejszej: 27 lipca to oficjalne urodziny antykwariatu. Nasza firma skończyła w tym roku 22 lata! Piękny wiek i jak na firmę bardzo przyzwoity, więc gratuluję Ci, Antykwariacie, że trwasz i masz się dobrze dzięki wspólnemu wysiłkowi wielu osób. Ja sama w roku 1994 miałam 12 lat i pamiętam tylko, że dostałam zaproszenie na otwarcie (takie jak powyżej), ale nie mogłam przyjść, bo byłam akurat na wakacjach u mojego brata w Niemczech. Nie pamiętam mojej pierwszej wizyty w antykwariacie i nie potrafię określić kiedy to było.


Praca


Pamiętam dobrze, że moja pierwsza letnia praca w antykwariacie to był rok 1996. Przychodziłam często do antykwariatu i spędzałam tam dużo czasu (na Podmurnej latem było przyjemnie chłodno). Prosiłam ojca o zadania, żeby się nie nudzić i on zlecał np. ułożenie alfabetycznie książek w dziale z literaturą dziecięco-młodzieżową. Wtedy pierwszy raz odkryłam radość z efektu własnoręcznie wykonanej pracy. Spojrzenie na uporządkowany regał, pełen równo stojących we właściwym porządku książek do tej pory jest dla mnie ogromną przyjemnością i daje satysfakcję (dlatego prawie za każdym razem gdy dzisiaj uporządkuję jakiś dział, robię mu zdjęcie i zamieszczam w mediach społecznościowych). Widząc moje zaangażowanie, ojciec zaproponował mi letnią pracę na stanowisku młodszego antykwariusza z wynagrodzeniem 1 zł za dzień. Wówczas za tę zawrotną sumę mogłam kupić sobie 4 widokówki w KMPiKu lub zapiekankę lub mogłam zaoszczędzić tę złotówkę i następnego dnia mieć już 2 zł do wydania lub dalszego oszczędzania. Pamiętam, że dużo rozważałam co robić z tą kasą. Pamiętam też powroty z pracy do domu na Matejki. Wyjście z kameralnej, zacienionej ulicy Podmurnej na Szeroką, zalaną słońcem i turystami. Szukałam cienia i do dzisiaj wiem instynktownie po której stronie ulicy o danej porze dnia i roku jest słońce, a po której cień. Potem droga od Placu Rapackiego w stronę domu ulicami Chopina i Bydgoską - tutaj już nie było ucieczki od słońca świecącego prosto w oczy. Pamiętam zmęczenie i satysfakcję z pracy. A zatem w lipcu 2016 roku obchodziłam 20-lecie pracy jako antykwariuszka!



Sierpień



11 sierpnia 2001 roku moi rodzice wzięli ślub. Miałam wtedy 19 lat i było to dla mnie zupełnie dziwaczne. Ale wiele spraw w moim życiu było takich, między innymi związek moich rodziców, więc przyjęłam to jako kolejną do kolekcji. Na dodatek, z braku innych kandydatów, byłam ich świadkiem w Urzędzie Stanu Cywilnego. No to już było zupełnie odjechane, kiedy moi rodzice uroczyście przyrzekali, że uczynią wszystko, aby ich małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. Po zawarciu małżeństwa udali się z wujkiem Heńkiem i jego żoną na przyjęcie weselne, a ja zostałam oddelegowana do antykwariatu na stanowisko. Pamiętam, że czytałam tego dnia w pracy Quo Vadis. Kolejnego roku, czyli 2002, mój ojciec zachorował i zmarł w dniu 11 sierpnia. Wiedziałam od kilku miesięcy, że jest chory i nie ma nadziei na wyzdrowienie, chociaż on miał ją cały czas. Trudny był to czas i praca w antykwariacie też była inna. Klienci w większości wiedzieli jaka jest sytuacja i wspierali nas. Ja nie za bardzo ogarniałam antykwariatowe mechanizmy funkcjonowania, wiedziałam tylko z grubsza co i jak. Wtedy do pracy zabrała się moja mama. Czego nie wiedziała, szybko się nauczyła i tak antykwariat rozpoczął nowy rozdział swego istnienia.


Zawsze



Każdego roku lato w antykwariacie jest czasem dla mnie szczególnym przez te wydarzenia. To położenie słońca kiedy wracam do domu jest każdego roku takie samo i budzi te wspomnienia. Nic dziwnego, że dla ludzkości to pory roku były zawsze podstawą....wszystkiego. Dla mnie też są. W lipcu i sierpniu przypominają mi się te chwile na Podmurnej kiedy ojciec tłumaczył mi po kolei każdy szczegół działania antykwariatu, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Przypomina mi się jak był w szpitalu, ja byłam sama w antykwariacie i było źle. Przypominają mi się klienci, latem szczególni, dlatego, że przyjezdni, często z daleka. Ich opowieści, zachwyty, zakupy. Spotkania z przyjaciółmi z liceum, ze studiów, z teamu z Matejki. Był klimat. Lato w antykwariacie. Słodko-gorzkie.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Sprzedawanie książek

Poniedziałek, 08.08.2016


Uprzywilejowanie



Księgarstwo jest uprzywilejowane względem innych dziedzin handlu. Zachęcanie klienta do kupienia książki jest dużo łatwiejsze niż np. zachęcanie do kupienia samochodu, sprzętów elektronicznych, papierosów czy alkoholu. Chodzi mi wyłącznie o łatwość argumentowania sensu posiadania książek i prezentowania korzyści z tego płynących. Mamy wsparcie instytucji państwowych, organizacji międzynarodowych, pozarządowych, regionalnych, które promując czytelnictwo pośrednio pomagają nam promować nasze biznesy. Każdy wie, że książki warto czytać, mieć w domu, że oczytanie to pozytywna cecha. Księgarze mają więc o tyle prościej, że nie muszą udowadniać klientom korzyści, które usiłują im wkręcić sprzedawcy wszelkiego rodzaju innych dóbr. Moim zdaniem jednak, mimo wszystko, księgarnie powinny cały czas powtarzać z uporem w swoich materiałach reklamowych, pokazywać w swoim wizerunku, że kupno książki rozwiąże problem, doda prestiżu, zwiększy kompetencje itd. Tak jak producenci samochodów pokazują w reklamach, że ich marka czy nowy model to właściwie styl i filozofia życia, wrażenia z jazdy itp. A przecież każdy wie, że chodzi o środek transportu na czterech kołach, który ma też zły PR: problemy z parkowaniem, zanieczyszczanie środowiska, płacenie wielkim koncernom, zamiast lokalnym przedsiębiorcom, wspieranie firm zagranicznych zamiast polskich. Że nie wspomnę o najbardziej dla mnie kuriozalnym przemyśle alkoholowym. Tutaj, w przeciwieństwie do branży książkowej, mamy instytucje państwowe promujące trzeźwość, zwalczające problemy alkoholowe, ośrodki leczące z uzależnienia. Wyobraźmy sobie tyle oficjalnych, wspieranych przez państwo możliwości zwalczania czytania książek:) A jednak są też reklamy alkoholu pokazujące czasem nawet w sposób wzruszający korzyści z niego "płynące". Pomyślmy jak alkohol jest prezentowany w sklepach, jacy specjaliści pracują nad designem butelek, puszek. I to wszystko wbrew oficjalnej linii: alkohol szkodzi zdrowiu. My księgarze mamy więc ogromny przywilej sprzedawania produktów wspieranych i promowanych oficjalnie przez mnóstwo instytucji.



PR


Może więc warto wykorzystać ten powszechny przekaz w swojej działalności. Może nie zakładajmy z góry, że każdy wie, że książki warto kupować. Tak jak producenci sprzętów RTV i AGD nie zakładają z góry, że każdy kto chce mieć nowy telewizor i tak do nich trafi. Pokazują, a nawet krzyczą przez radio i na wszelkie sposoby, że oni i ich oferta jest najlepsza, że taki sprzęt to naprawdę warto mieć. Uwzględniając ograniczone możliwości finansowe księgarki czy księgarza można przecież pokazywać potencjalnym klientom książki z naszej oferty jako te, które warto a nawet trzeba mieć. Ja próbuję książki z oferty naszego antykwariatu prezentować właśnie pod kątem korzyści, które uzyska czytelnik/właściciel danego tytułu. Każda książka ma swój unikalny opis (krótszy lub dłuższy), w którym bez przerwy powtarzam, że "taką książkę warto mieć w domowej bibliotece", "jej właściciel będzie sprawiał wrażenie......", "dzięki tej książce pokażą państwo, że.....", "jest to obowiązkowa lektura każdego wędkarza", "pomoże dziecku poznać podstawy astronomii" itd. Skoro nie mogę pozwolić sobie na głośne reklamy w telewizji czy radiu, to chcę aby książki z oferty naszego antykwariatu miały unikalne opisy, pokazujące klientowi pożytki z kupienia/przeczytania danej książki. Nawet jeśli wydawca postarał się o zachwalenie książki na tylnej okładce czy skrzydełkach obwoluty, to księgarz jeśli chce się wyróżnić, może (musi) dołożyć swoją osobistą opinię, rekomendację, omówienie pokazujące klientowi korzyści i ułatwiające wybór.



Reklama


Dużym zasobem w arsenale reklamowym każdej księgarni jest promowanie książek jako dobra kultury i czytelnictwa jako takiego. Wszystkie zalety płynące z czytania, badania naukowe psychologów, pedagogów, socjologów można zacytować w ramach promowania książek i czytania, a pośrednio nas jako księgarzy. Bo my przecież te książki dla szanownych państwa wybieramy, sprowadzamy, prezentujemy, doradzamy. Nie sztuką jest narzekać na słabość branży księgarskiej. Myślę że musimy dołączyć do pozostałych branż i reklamować się po prostu jako społeczność, całość. Jak producenci jabłek, którzy musieli pokonać swój kryzys. Jedni znajdą swoje nisze, inni nie, ale trzeba próbować, szukać. Dodatkową zaletą zawodu księgarza jest wewnętrzne przekonanie o słuszności i pożytku dla wszystkich płynącego z naszej pracy. Czy farmaceuci produkujący kolejne "leki" na syndrom niespokojnych nóg i towarzyszący im specjaliści od sprzedaży mogą też mieć taki komfort? Książka jest tak pozytywnym produktem, że możliwości jej reklamy dają księgarzom naprawdę duże możliwości.




Specyfika


Naszą specjalnością są książki używane, książki nowe stanowią w naszym antykwariacie pewnie około 10%. W planach jest powiększenie działu książek nowych i w przyszłości stworzenie nowej księgarni. Ale na razie podam kilka pomysłów na promowanie książek używanych. Poza oczywistym faktem, że są tańsze, mają swoją historię, czasem ślady użytkowania, mają w sobie ogromny potencjał. Po pierwsze: unikaty. Wśród książek używanych zdarzają się bardzo często niepozorne broszurki, czasem nawet ulotki, które ze względu na swoją tematykę, proweniencję stanowią łakomy kąsek dla kolekcjonerów, pasjonatów. Często nie przywiązywałam wagi do takich drobnych druczków, a one okazywały się perełkami, których brakowało akurat w kolekcji jakiemuś polskiemu lub zagranicznemu klientowi. Druga sprawa, to fakt, że "dzisiaj już się takich książek nie wydaje". Nasz antykwariat i inne polskie antykwariaty są pełne książek z różnych wąskich dziedzin nauki, które dzisiaj nie zostałyby wydane z powodu niskiej lub żadnej opłacalności dla wydawcy. Oczywiście wiedza w nich zawarta jest aktualna na dany rok wydania, ale sam fakt, że miłośnik starych zabawek może kupić grubą książkę naukową o konstrukcji zabawek jest dla takiego klienta ekscytujący. Trzeci argument na korzyść książek używanych to sentyment. Jako przykład podam tu stare podręczniki szkolne z lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Do pewnego momentu traktowałam je podle i wstawiałam na regał "wszystko za 1 zł". Ale zrobiłam eksperyment (uwielbiam eksperymenty książkowe) i wystawiłam je na sprzedaż w znanym serwisie aukcyjnym z ceną średnią 24,90 zł. Oczywiście, wielu dzisiejszych emerytów, babć i dziadków chce wrócić wspomnieniami do czasów szkolnych i pokazać wnukom z czego się uczyli. Takie przykłady mogę mnożyć, kto chce więcej, proszę pisać: poczta@antykwariat-torun.pl



czwartek, 28 lipca 2016

O wspieraniu czytania dzieciom w Niemczech

Piątek, 29.07.2016




Razem


Będąc cały czas pod wrażeniem naszego księgarskiego wyjazdu do Berlina, który mógł odbyć się dzięki wsparciu finansowemu Goethe-Institut Warschau, Instytutu Książki i Polskiej Izby Książki chcę podzielić się informacjami o wspieraniu czytelnictwa dzieci i młodzieży w Niemczech. W czasie naszego księgarskiego wyjazdu (18-20 lipca 2016) mogliśmy się m. in.  zapoznać z różnymi formami wspierania czytelnictwa dzieci i młodzieży realizowanymi przez wszystkich uczestników rynku książki. Ogrom informacji uzyskaliśmy w czasie rozmów z księgarzami: panem Davidem Mesche z księgarni BuchBox! i panią Christiane Fritsch-Weith z księgarni Bayerischer Platz. Powtarzającym się motywem, który przewijał się w każdym sposobie promocji czytania dzieci i młodzieży jest współpraca wydawców i księgarzy. Pan David Mesche opowiedział nam o swoich działaniach organizowanych podczas festynu odbywającego się na placu zabaw w pobliżu jego księgarni. W porozumieniu i przy wsparciu finansowym wydawców wystawia przed swoją placówką stoiska wydawców literatury dziecięcej. Wsparcie finansowe ze strony wydawców to dodatkowe egzemplarze konkretnych tytułów przekazane księgarni na sprzedaż. Wkład księgarni to zorganizowanie takiej okazjonalnej, specjalnej prezentacji książek konkretnego wydawcy.





Światowy Dzień Książki


O współpracy wydawców, dystrybutorów i księgarzy z okazji Światowego Dnia Książki opowiedziała nam pani Christiane Fritsch-Weith. Z okazji tego święta są przygotowywane dwie książki dla dzieci ze szkół podstawowych. Za przygotowanie publikacji płacą wspólnie księgarze i wydawcy, ale jest to właściwie tylko koszt druku i papieru, ponieważ autor jak i wydawca przygotowują te publikacje pro publico bono. Następnie szkoły podstawowe otrzymują informację o dwóch tytułach do wyboru dla dzieci z okazji Światowego Dnia Książki i wskazują księgarnię, w której tego dnia odbiorą wybrane książki. Księgarnia otrzymuje wiadomość ile klas przyjdzie 23 kwietnia, a wybrane książki dostarcza wydawnictwo. Przy okazji wizyty uczniów w księgarni pani Fritsch-Weith organizuje dla nich rodzaj lekcji księgarskiej. Omawia kolejne etapy powstawania książki, opisując rolę poszczególnych uczestników procesu. 






Dzieci i młodzież w księgarni



Pomysłem pani Fritsch-Weith na przybliżenie dzieciom książek jest konkurs, w którym nagrodą są dwa miejsca (dla dziewczynki i chłopca) na "praktyki" w jej księgarni. Nie są to oczywiście oficjalne praktyki zawodowe, nazywają się tak, żeby dzieci czuły się docenione i ważne. Zwycięzcy konkursu (dzieci około trzynastoletnie) przychodzą do księgarni na kilka godzin jednego dnia w czasie ferii i pomagają księgarce, np. rozpakowywać kartony z dostawą książek lub obsługiwać kasę (to podobno lubią najbardziej). Innym sposobem przyciągnięcia dzieci do księgarni jest "pożyczanie" im ciekawych książek. Dzieci starsze w drodze ze szkoły do domu odwiedzają księgarnię przy Bayerischer Platz i często proszą o polecenie im ciekawej książki. Często nie potrafią jeszcze sprecyzować co konkretnie lubią w książkach, jaki gatunek literatury i wtedy pani Fritsch-Weith pokazuje im książkę i mówi: "Przeczytaj pierwsze 25 stron. Jeśli ci się nie spodoba, to wróć do księgarni i zamień na inną lub zwróć.". Księgarka powiedziała nam, że jak dotąd wszystkie dzieci przychodzą tylko po kolejną książkę, nikt jeszcze nie oddał i nie zamienił tej poleconej przez nią. Dowodem na to, że dzieci dobrze czują się w księgarni Bayerischer Platz jest fakt, że przychodzą do niej po lekcjach i spędzają czas w kąciku z książką dziecięcą. Jak mówiła pani Fritsch-Weith: "Zdejmują buty i skarpetki, siadają w fotelu i przeglądają książki". Zarówno dzieci i jak i dorośli klienci tej księgarni mogą być pewni, że znajdą tu interesujące dla siebie książki, gdyż właścicielka uważa odpowiedni dobór książek dla swojej lokalnej społeczności za klucz do zyskowności księgarni. Dlatego tak intensywnie pracuje nad doborem asortymentu przeglądając katalogi wydawnicze i spotykając się z przedstawicielami wydawnictw.


Autor zdjęcia: Ewa Woźnicka (Księgarnia Badet Ursynów)


Autor zdjęcia: Ewa Woźnicka (Księgarnia Badet Ursynów)

Autor zdjęcia: Ewa Woźnicka (Księgarnia Badet Ursynów)








Young Adults



Duży nacisk kładą obie opisane księgarnie na literaturę dla młodzieży i młodych dorosłych. Zarówno u pana Davida Mesche jak i u pani Fritsch-Weith wiedzieliśmy rozbudowane działy z literaturą dla poszczególnych grup wiekowych: 12-14 lat, 14-16 lat, 16-18 lat i powyżej 18 lat. Każdej takiej grupie wiekowej poświęcony był cały duży regał z książkami. Jest to literatura w ładnych wydaniach, twardych oprawach, z wyższą ceną, ale też tańsze wydania w miękkich okładkach. Tutaj również widać współdziałanie wydawców i księgarzy: wydawcy oszczędzają pracy księgarzom i piszą w katalogach dla jakiego przedziału wiekowego polecają dany tytuł, a księgarze znając swoich klientów potrafią im dzięki temu doradzić właściwą lekturę.


Lesetüten



W niewielkiej księgarni, którą odwiedziliśmy trzeciego dnia wyprawy naszą uwagę przykuły piękne papierowe torebki pomalowane kolorowo, które w dużej ilości zapełniały witrynę. Pani księgarka wyjaśniła nam, że są one elementem akcji promowania czytania. Uczniowie pierwszych klas z okolicznych szkół pod koniec roku szkolnego ozdabiają białe torby rysunkami. Kolorowe torby trafiają następnie do lokalnej księgarni, która wypełnia je 1-2 książkami (przekazują je wydawcy) odpowiednimi dla początkujących czytelników oraz drobiazgami przydatnymi na co dzień w szkole. Gdy po wakacjach do szkoły przychodzą nowi uczniowie klas pierwszych dostają od starszych kolegów takie torby z książkowym prezentem. To wydarzenie jest świętowane jako wyjątkowy dzień i relacje z niego ukazują się w lokalnej prasie i są opisywane na stronach internetowych szkół, księgarń, wydawców.








Ulotki


Przed każdą właściwie księgarnią odwiedzaną przez nas można było wziąć rozmaite ulotki: były rozłożone przy kasie lub na zewnątrz. Spośród tych dotyczących książki dla dzieci i młodzieży trafiłam na kilka, moim zdaniem, fantastycznie promujących czytelnictwo. 




Powyżej przykład "Budzenie ochoty na czytanie". W ulotce są książki trzech wydawnictw, podzielone na książki obrazkowe bez słów, książki do zabawy z językiem (np. odgłosy zwierząt), książeczki "popularnonaukowe" dla dzieci. Każda książka jest krótko opisana pod kątem wspierania rozwoju dziecka, jej przydatności dla osiągania konkretnych umiejętności. A na końcu ulotki miejsce na pieczątkę lub naklejkę: "Te książki otrzymają państwo w każdej dobrej księgarni, ale szczególnie w..."


Drugim ciekawym sposobem wspierania czytelnictwa dzieci jest Paszport Czytelniczy.




Wydawca w atrakcyjny dla starszych dzieci sposób zachęca do przeczytania trzech z dwunastu tytułów w serii. Przeczytanie przez dziecko trzech książek potwierdzają rodzice podpisując formularz z ulotki, dziecko wycina formularz, zanosi go do księgarni, tam otrzymuje jako nagrodę świecący długopis oraz wypełniony przez księgarza paszport czytelniczy w postaci karty. 


Trzecia ulotka, właściwie złożony plakat to poradnik dla rodziców najmłodszych dzieci pokazujący jak oswajać dzieci z książkami. Jest to napisany chyba we współpracy z pedagogiem rozpisany na 10 punktów opis rozwoju dziecka wspomaganego poprzez odpowiednie książki. Książki są też umieszczone w postaci zdjęć i opisów polecanych przy każdym etapie tytułów






Przy takim wsparciu od wydawców i księgarzy dla czytelnictwa dzieci i młodzieży nie dziwi fakt, że za naszą zachodnią granicą rosną kolejne pokolenia zagorzałych czytelników, kupujących, czytających i rozwijających się dzięki książkom.



Uprzejmie dziękuję za udostępnienie zdjęć księgarkom i księgarzom, którzy podzieli się swoim dorobkiem fotograficznym na wspólnej platformie wymiany zdjęć:). Niech taka nasza współpraca trwa zawsze. Moje teksty i zdjęcia uważam również za wspólnie wypracowaną wartość, jeśli więc ktoś ma ochotę wykorzystać je dla promowania książki i okolic, to zapraszam:)