Wtorek 31 maja 2022
Pojechałam do Warszawy w środę 25 maja, czyli dzień przed targami, żeby wziąć udział w Zwyczajnym Walnym Zebraniu Polskiej Izby Książki. Miałam sporo czasu po wyjściu z dworca i idąc ulicą Marszałkowską przypomniałam sobie jak kilka albo kilkanaście lat temu szłam tędy w poszukiwaniu warszawskich antykwariatów. Z wydrukowaną mapą z zaznaczonymi antykwariatami dotarłam wtedy do kilku z nich. Pierwszym odwiedzonym tym razem był Antykwariat Troszkiewiczów przy ulicy Pięknej. Weszłam do środka tuż po otwarciu, akurat piękny czarny kot dostawał jeść i pić, nie omieszkał przy tym zlustrować mnie przenikliwym wzrokiem. Z księgarni właśnie wychodził inny klient pytający o dostępność jakiejś książki, nie byłam więc pierwszą klientką tego dnia. Z wielką przyjemnością obejrzałam książki na półkach. Dla mnie wizyta w każdym innym niż mój antykwariacie to nieoceniona, rzadka okazja do sprawdzenia jak jest u innych, porównania się i być może znalezienia inspiracji do wprowadzenia zmian u siebie. Każda taka wizyta to też okazja do kupienia sobie książki. Nie spiesząc się do pracy, do domu, czy na jakieś zajęcia, mogę bez pośpiechu, dla przyjemności przejrzeć książki i wybrać coś dla siebie. U Troszkiewiczów wybrałam Ślicznotkę doktora Josefa autorstwa Zyty Rudzkiej. Autorkę polubiłam po niedawnej lekturze Krótkiej wymiany ognia, obejrzałam dostępne online spotkanie z nią i gdy zobaczyłam na półce antykwariatu nowy tytuł w bardzo dobrym stanie i przystępnej cenie, kupiłam. Po mnie do księgarni weszły dwie panie, z radością przez chwilę wczułam się w rolę antykwariuszki i ucieszyłam z ruchu w interesie. Antykwariat Troszkiewiczów ma swój sklep internetowy tutaj: klik.
Idąc dalej ulicą Marszałkowską zorientowałam się, że zaraz będę mijać ulicę Wilczą, a tam przecież jest Kwadryga. Nawigacja bezbłędnie doprowadziła mnie na urocze podwórko kamienicy. Zeszłam po kilku schodkach i już byłam w miłym wnętrzu antykwariatu. Na miejscu było już dwóch klientów zawzięcie studiujących zbiory pocztówek i grafik. Jeśli chodzi o książki, to obejrzałam wszystkie półki dwa razy i wybrałam dla siebie wydaną w tzw. serii Nike powieść Tortilla Flat Johna Steinbecka. Nie czytałam jeszcze niczego tego amerykańskiego noblisty, a chciałabym, więc teraz już będę mogła. Antykwariat Kwadryga ma swój sklep internetowy tutaj: klik.
Po powrocie na Marszałkowską minęłam po drodze taką witrynę:
Czwartek 26 maja to był już pierwszy dzień targowy, ale nie spieszyło mi się pod Pałac Kultury. W Polsce targi książki nie mają według mnie wiele wspólnego z ideą jakiejkolwiek wymiany myśli, rozwiązań, kontaktów handlowych między ludźmi pracującymi w branży książkowej. Targi są atrakcją dla czytelników, dla klientów detalicznych, odbiorców końcowych i to bardzo dobrze. Dla księgarzy od wielu lat na targach dzieje się coraz mniej, co właściwie jest zrozumiałe, gdyż księgarzy i księgarń jest w Polsce już tylko garstka, a ci którzy jeszcze działają codziennie ciężko pracują w swoich księgarniach i rzadko mają możliwość wyjazdu na kilka dni na targi.
W czwartkowy poranek pojechałam na Pragę do Antykwariatu Grochowskiego. Wiele o nim słyszałam i do tej pory odwiedzałam tylko jego stoiska w czasie targów książki. Tym razem miałam nareszcie czas na wizytę w samym, podobno największym w Polsce, antykwariacie. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mnóstwo regałów z książkami, książki świetnie podzielone według działów i ułożone alfabetycznie, mimo pozorów artystycznego rozgardiaszu. Znowu na wejściu przywitał mnie kot. Myślałam już kiedyś o antykwarycznym kocie u siebie, bo przecież przez 14 lat miałyśmy z mamą w domu dwa koty. Ale na razie jeszcze się na to nie zdecydowałam. W Antykwariacie Grochowskim wybrałam sobie trzy książki: Polskie drukarstwo Janusza Sowińskiego z serii Polskie Rzemiosło i Polski Przemysł, Z dziejów i techniki książki Józefa Grycza i poradnik mojej ulubionej poradniowej autorki Katarzyny Miller pt. Chcę być kochana tak jak chcę. Antykwariat Grochowski ma swój sklep internetowy tutaj: klik.
Obowiązkowym punktem do odwiedzenia był też oczywiście praski Antykwariat Zakładka, prowadzony przez Marcina Gałązkę, z którym razem działamy w grupie księgarzy (i antykwariuszy) kameralnych. Zakładkę miałam odwiedzić już w czasie zeszłorocznych targów w Warszawie, ale wtedy byłam tylko na kilka godzin na targach i nie zdążyłam. Tym razem się udało. Antykwariat jest niewielki, ale i tak większy niż nasza siedziba z lat 2011-2020, która miała łącznie z zapleczem 25 metrów kwadratowych. W Zakładce jest znakomity wybór książek, czasopism, plakatów, jest też duży dział z książkami za 5 zł, w którym można trafić na bardzo ciekawe tytuły. Przyznam, że ja wyceniłabym je drożej:) Przed antykwariatem jest stolik z książkami do wzięcia za darmo i cieszy się on dużą popularnością, co sama mogłam zaobserwować. W czasie mojej wizyty do księgarni przyszedł pewien pan z ofertą książek do skupu (miał ciekawe rzeczy, ale dla specjalistów, więc antykwariusz Marcin odesłał go do bardziej odpowiedniego sklepu). Prawdziwą gratką dla mnie była wizyta innego pana, kolekcjonera pocztówek. Takie wizyty to właśnie to, co nadaje sens istnieniu antykwariatów. Pan kolekcjoner rozmawiał z Marcinem, ja oglądając książki przysłuchiwałam się (podsłuchiwałam?) ich rozmowie. Pan okazał się znawcą starych pocztówek, polskich kolekcjonerów, publikacji na ten temat (sam jest też ich autorem). Byłam szczerze zachwycona jego osobą. Kupiłam w tym antykwariacie książkę Tomasza Stawiszyńskiego pt. Ucieczka od bezradności i zostawiłam panów dalej spokojnie rozmawiających o kondycji polskiego rynku kolekcjonerskiego. Antykwariat Zakładka ma swój sklep internetowy tutaj: klik.
Przed dyskusją, w której miałam wziąć udział był jeszcze czas, żeby obejść wszystkie stoiska targowe przed i w pałacu. Nie zatrzymywałam się jednak na dłużej przy żadnym. Z jednej strony przez brak czasu: chciałam obejść całe targi, a gdybym się na dłużej zatrzymywała, to całości bym nie obejrzała. Z drugiej strony to kolejny rok bez rejestracji uczestników branżowych, w tym księgarzy, byłabym więc dla wystawców anonimową klientką, a już zbyt wiele razy nasłuchałam się od handlowców czy innych specjalistów sprzedaży o książkach, których nie chcę kupić. Oczywiście na targach są obecne różne wydawnictwa. Są takie, których całą ofertę mogę kupować w ciemno, bo wiem, że w moim antykwariacie znajdą się na nią szybko klienci, ale są i takie, z których pojedyncze lub żadne tytuły nie wchodzą w grę.
Wolałam wykorzystać ostatnie minuty wolnego czasu na wysłuchanie prelegentek na spotkaniu:
Dżin, bazyliszek i antykonsumpcjonizm – jaki świat opowiada współczesna polska literatura dla dzieci i młodzieży? Z Ewą Grudą, przewodniczącą jury literackiego Konkursu Książka Roku 2021 Polskiej Sekcji IBBY, rozmawia Magda Majewska, popularyzatorka książek dla dzieci i młodzieży działająca pod szyldem Mosty z książek. Organizator: IBBY
Na tym spotkaniu padły bardzo ciekawe słowa o książkach nagrodzonych i wyróżnionych w konkursie Książka Roku 2021 organizowanym przez Polską Sekcję IBBY. Było o szkole jako środowisku opresyjnym dla dzieci i młodzieży. O nauczycielach, jedynkach, gnębieniu, czyli o prostym wniosku, który wyciągają niektórzy: że wystarczy się uczyć, a wszystko będzie dobrze. Skoro tak, to z systemem jest coś mocno nie tak. Rozmówczynie poruszyły temat "złej" matki, czyli matki nieszczęśliwej, chorej, słabej, na której ciąży wielka presja. Ciekawie słuchało się też o dydaktyzmie w książkach dla młodego czytelnika w kontekście czy to źle, czy dobrze, jeśli z książki można wydobyć jakąś naukę. Po skończonej dyskusji zrobiłam zdjęcie z koleżanką ze studiów na Polskiej Akademii Księgarstwa, Małgosią Narożną, która prowadzi w Szczecinie niezwykłą księgarnię dla dzieci - Fika. Tutaj proszę poczytać o niezwykłych rzeczach, które robi Małgosia: klik.
Ostatnim akcentem mojego wyjazdu do Warszawy był udział w dyskusji: