sobota, 15 października 2016

Dlaczego warto kupować w małych księgarniach?

Niedziela, 16.10.2016

Mail


Dzisiejszy wpis jest zainspirowany korespondencją mailową i rozmową telefoniczną z klientką, którą prosiła mnie o obniżenie ceny nowej książki argumentując, że inni mają taniej. Świadomość, że inni mają taniej towarzyszy mi w codziennej pracy, powoduję wiele przemyśleń, frustracji, ale jednocześnie mobilizuje do dalszej pracy  (głównie: u podstaw). Moją pracą u podstaw jest próba uświadomienia bliźnim, że płacąc swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi komukolwiek za towar lub usługę decydują o wsparciu tego kogoś, doceniają jego pracę, pozwalają utrzymać biznes, pokazują, że wybrali tego kogoś spośród innych oferujących to samo.


Upadek



Taki przypadek zdarza się czasem, że słyszy się w radiu lub z innych mediów dochodzi informacja, że upadła znana/kultowa/najstarsza/co tylko księgarnia w Paryżu/Londynie/Atenach/ gdzie bądź. Jest artykuł lub relacją, że księgarnia istniała tyle lat, że odwiedzał ją ten i ten pisarz, że właściciele robili co mogli, żeby utrzymać biznes, są pytania do przechodniów: czy wiedzą, co oni na to, oni zwykle ubolewają. A moja księgarsko-antykwaryczna krew wtedy się burzy. Bo tym ubolewającym chciałabym zadać pytanie: kiedy ostatnio był pan na zakupach w tej księgarni? Czy zagląda pan tam regularnie? Księgarnia to księgarz, ale nie przetrwa bez klientów. Myślę, że potrzeba uświadomienia molom książkowym, których wbrew badaniom czytelnictwa jest w naszym kraju wielu, że istotne jest gdzie kupują książki i kogo wspierają. Łatwo komentować, że jaka szkoda, że znika kolejny mały sklep, a trudniej regularnie robić w nim zakupy.



Obliczenia



W przypadku konkretnej książki z maila od klientki, który mnie dziś zainspirował moja marża wynosiła 30%. Według wielce szanownych profesorów księgarstwa, od których miałam zaszczyt uczyć się na studiach w Polskiej Akademii Księgarstwa marża księgarni to musi być minimum 30% żeby przeżyć, a najlepiej żeby to było 35-45% żeby funkcjonować sprawnie i z zyskiem. W rozmowie telefonicznej z klientką tłumaczę jej te zawiłości. Ona pyta dlaczego inni mają taniej. Próbuję tłumaczyć, że może mają większy rabat, może pracują poniżej opłacalności, może chcą wykosić konkurencję. Klientka pyta dlaczego wolę nie mieć pieniędzy niż mieć pieniądze, czyli próbuje mnie przekonać, że lepsze jest mało gotówki niż zero gotówki i towar zalegający. Ja tłumaczę, że wolę towar zalegający niż faktyczną stratę. Dla małej firmy takiej jak moja każda złotówka ma znacznie, wolę mieć książkę, którą pięknie prezentuje się na witrynie, przydaje mojej firmie prestiżu i wiem, że sprzeda się tak czy inaczej niż sprzedać ją szybko i tanio tracąc pieniądze. Rozmowa kończy się na niczym, pani ma się zastanowić, ja czuję się jak ostatni Mohikanin. 


Link



Mija kilka dni i otrzymuję mailem ponowne zapytanie o rabat, tym razem z linkiem do oferty tańszej o kilkanaście złotych od mojej. Klikam w link i oczom moim ukazuje się strona taniej książki w kolorystyce krzykliwej. Chcę dowiedzieć się czegoś o firmie, kto ją prowadzi, jakie przyświecają mu cele/zasady/wartości. Niestety, ten sklep sprzedaje i nic więcej. Przeglądam ofertę: klasyczna tania książka - brak literatury pięknej, za to ogrom poradników, słowników, książek dla dzieci wydanych szkaradnie. Odpowiadam więc na ten mail opisując krótko wartości dodane, które oferuje moja firma: solidność, szybkość realizacji, paragon lub fakturę VAT, bezproblemowy zwrot lub reklamację, darmową przesyłkę za zakupy powyżej 150 zł, świadomość, że wspiera się rozdzinny, lokalny, mały sklep. Pani klientka odpisuję pytaniem: czy ja nigdy nie kupuję w dyskontach.



Happy End



Zakończenie tej jest historii jest szczęśliwe: pani kupuje u mnie książkę. Jednocześnie jej łączne zakupy są o wartość powyżej 150 zł, więc wysyłka jest gratis. Wysyłka gratis jest dla klienta, ja oczywiście muszę firmie przewozowej zapłacić kilkanaście złotych. A to oznacza faktyczny rabat dla klienta około 10%. Chyba więc obie strony są zadowolone. Dla mnie osobiście lekcja z tej przygody jest taka, że moje ciężko zarobione pieniądze (czyli tak naprawdę pieniądze ciężko zarobione przez moich klientów) będę wydawać jeszcze rozważniej. Oprócz tego co do tej pory kupowałam u małych, lokalnych sprzedawców, będę kupowała u nich jeszcze inne rzeczy. W sensie, że mniej w dyskoncie, więcej na rynku.  



5 komentarzy:

  1. Z wielkim zainteresowaniem śledzę Pani bloga. W czasach studenckich byłem klientem antykwariatu Pani Taty. Mimo słabego położenia, kiepskich godzin otwarcia i tych strasznych schodów było to dla mnie miejsce w pewnym sensie kultowe. Zdecydowanie największy i najtańszy antykwariat w Toruniu, rzecz jasna bez bestsellerów czy poszukiwanych tytułów akademickich, ale za to olbrzymią ilości taniej beletrystyki oraz czasopism (sprzedawanych często za 1/10 cena okładkowej). W Pani antykwariacie byłem tylko raz - kilka lat temu, i przyznam szczerze byłem mocno rozczarowany może lokal bardziej dostępny z punktu widzenia potencjalnych klientów ale 4 razy mniejszy, książki poukładane bardzo chaotycznie i najważniejsze - bardzo wysokie ceny.
    Czytając Pani wpisy rozumiem ze obecna polityka antykwariatu dąży do maksymalizacji marży na pojedyńczej książce, kosztem nawet zwiększania do granic bólu magazynu, nie zaś zwiększania liczby sprzedanych ksiązek a co za tym idzie wypracowania zysków dużym obrotem (jak to robił pani Tata - bibliofilskie cymelia zgromadzone w jego kantorku był jednak tylko ułamkiem oferty strychu). Jasne Toruń to nie Warszawa, ludzie tyle nie kupują, parę miesięcy temu z podkulonym ogonem zwinęła się Cuiavia która nieźle radzi sobie przecież w Inie, a która próbowąła sprzedawać ksiazki w cenie nie przekraczajacej 10 złotych (fakt w fatalnym punkcie miasta). Pani polityka cenowa zwłaszcza ta w necie przyprawia mnie jednak o ból głowy. Wezmy beletrystykę
    Limes Inferior Zajdla 22,90 + 4,40 (najtańsza wysyłka) =27 pln
    Najtansza oferta na allegro z wysyłka 13,10 zł (to samo wydanie) i ponad 20(!) innych ofert różnych wydań tego tytułu na 44 oferty, gdy zostawać filtr ksiazek używanych tylko jedna (!!!) oferta jest droższa od Pani.
    Weźmy ksiazke względnie nową Gniew Miłoszewskiego u Pani 42,90zł, dokładnie to samo wydanie jest na empik.com za 25 (służę linkiem)
    I teraz dość smutna konkluzja Z Pani postów wyziera typowe dla małych ksiegarzy utyskiwanie na wolny rynek, tanie jatki (z pewności zna Pani to branżowe określenie) czy chyba najbardziej kuriozalne - na biblioteki. Pani Tata potrafił sobie poradzic w warunkach rynkowej konkurencji, Pani stacjonarnie ma łatwiej, internetwo robi Pani wszystko zeby mieć trudniej czego dowodem jest wpis pod którym zamieszczam ten komentarz. Może warto zaryzkować, wziąć przykład z KDK chociażby, który potrafi miec dobre ceny miedzy 3 a 10 pln (a są w Warszawie tez tańsze antykwariaty). Pisała Pani o wizycie studyjnej w Berlinie, tak nowe ksiazki kosztuja tam 20 - 25 euro, ale naprawdę nie widziała Pani tam antykwariatów z napisami "jede buch 1 euro" i proszę mi uwierzyć w lokalizacjach znacznie droższych niż Wysoka w Toruniu

    OdpowiedzUsuń
  2. przepraszam za literówki ale silnik bloga nie sprzyja długim komentarzom :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie, dziękuję serdecznie za komentarz. Cieszę się, że miło wspomina pan antykwariat mojego ojca, dla mnie to raj utracony i nie ma już niestety powrotu ani do tamtego czasu na rynku książki ani takich okazji czynszowych. Nasz obecny lokal jest dokładnie 5 razy mniejszy niż ten na Podmurnej i proszę mi wierzyć, że o niczym nie marzę bardziej niż o tym, żeby mieć większą powierzchnię na książki. Niestety wysokości czynszów na Starówce w Toruniu są takie, że stać nas tylko na ten lokalik na Wysokiej. Chaotyczność w ułożeniu książek jest rzeczą względną, są klienci którzy wolą wszystko pod linijkę i są tacy, którzy chcą buszować we "wszystkim za 1 zł", ale każdy chce aby "jego" dział był reprezentowany choćby przez kilka książek. Staramy się aby na naszej mikro-powierzchni każdy odnalazł choć kilka książek na temat swoich zainteresowań. Nie mamy czegoś takiego jak "obecna polityka antykwariatu". Przyjmujemy książki i sprzedajemy je w cenach ustalonych 22-letnim doświadczeniem i panującymi na rynku aktualnymi warunkami. Około 1/4 naszej obecnej oferty w antykwariacie dostępna jest za 1 zł i niestety nie ma tutaj żadnego przełożenia i tych książek nie sprzedaje się więcej. Sprawa cen książek w internecie to temat na długą dyskusję, wpływa na nie bardzo wiele czynników łącznie z błędem pracownika, który może zbyt wysoko lub zbyt nisko wycenić książkę. Bardzo dziękuję za zwrócenie mi uwagi, że z moich postów wyziera utyskiwanie na wolny rynek. Postaram się poprawić pisanie tak, żeby nie wyzierało, gdyż kocham, cenię i nie wyobrażam sobie życia bez wolnego rynku w dziedzinie książek używanych. Najbardziej zaskakuje mnie, że widzi pan w moich postach utyskiwanie na biblioteki. Kocham biblioteki, szanuję, doceniam i wspieram je jak tylko mogę, nie wyobrażam sobie życia bez nich. Dziękuję więc za zwrócenie uwagi, na fakt iż można moje dla nich pochwały odczytać jako utyskiwanie, gdyż umożliwi mi to poprawę. Mój tata potrafił sobie poradzić na rynku książki 20 lat temu, a przez ten czas, co być może pan widzi, wiele się zmieniło. Będę wdzięczna jeśli napisze pan czy za pana uwagami przemawia doświadczenie w pracy w branży księgarstwa antykwarycznego czy tylko punkt widzenia klienta, gdyż jest to kluczowe dla mnie w kontekście wprowadzenia zmian w "polityce cenowej antykwariatu". Wdzięczna za wszelkie uwagi, zachęcam do korzystania z naszej oferty oraz odwiedzin jeśli tylko będzie pan w Toruniu.
    P.S. W Niemczech są też antykwariaty z książkami w cenach np. 25 000 euro za egzemplarz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaliczam się do osób, które zdecydowaną większość niezbędnych im przedmiotów kupują przez internet - podobnie jest z książkami. Je, zamawiam zazwyczaj w księgarni internetowej https://ksiegarnia.pwn.pl/autor/Anthony-Giddens,a,74088738

    OdpowiedzUsuń